45-letni Andre Cheatle od razu wiedział, że sytuacja jest beznadziejna. Podczas zabawy z psem nad morzem nie zauważył, jak jego Nokia 1600 po prostu wysunęła się z kieszeni i z chlupotem wpadła w morskie odmęty.

Tym większe było zaskoczenie Brytyjczyka, gdy po tygodniu na dzwoniącej komórce jego dziewczyny wyświetlił się numer utopionego telefonu (żeby było śmieszniej, para właśnie odwiedzała sklep z elektroniką w poszukiwaniu nowego modelu komórki). Po drugiej stronie słuchawki był Glen Kerley, rybak, który przypadkiem znalazł telefon podczas... patroszenia 13-kilogramowego dorsza.

Reklama

Łakoma ryba najwidoczniej wzięła srebrno-czarny przedmiot za ofiarę i bez zastanowienia go połknęła. Co najdziwniejsze, po wysuszeniu telefonu okazało się, że pobyt w rybim żołądku zakończył się dla niego bez najmniejszej szkody.

"Na początku nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział Kerley, myślałem, że robi sobie żarty" - wspomina Cheatle - "postanowiłem jednak pójść na spotkanie i przekonać się, czy to przypadkiem nie jest prawda". Okazało się, że rybak faktycznie wyłowił telefon. "Owszem, śmierdziała nieco rybą i była lekko ubrudzona, ale to była moja komórka " - przyznaje szczęśliwiec. "Dorsze to bardzo wielkie łakomczuchy" - mówi Kerley w wywiadzie dla "The Sun" - "w ich brzuchach znajdowałem już plastikowe kubeczki, kamienie, łyżeczki, baterie, a słyszałem, że ktoś znalazł w brzuchu ryby sztuczną szczękę.

Reklama