Bohaterem tej pouczającej przypowiastki jest niejaki Robert Jones z brytyjskiego Doncaster. Słuchając potulnie słodkiego głosu nawigacji pan Jones wjechał na ścieżkę Pennine, przeznaczoną tylko dla pieszych (najwidoczniej dla GPS droga to droga, i po każdej można jeździć).

Reklama

Choć wąskość jezdni wzbudziła pewne podejrzenia kierowcy, system uparcie powtarzał mu, że jest na drodze. Niestety, pan Jones zawierzył bardziej automatowi niż własnemu rozumowi, i tak jechał dalej. Wprost nad krawędź urwiska. Rozpędzone BMW powstrzymał tylko mocny płot, okalający uskok.

Nie dość, że kierowca nabawił się szoku, to jeszcze policja ukarała go za nieuważne i - co tu dużo mówić - bezmyślne prowadzenie samochodu. 43- letni Jones, zawodowy kierowca, tłumaczył się, że po prostu zaufał nawigacji. I tyle.