Atak miał miejsce w styczniu. Hakerzy włamali się na serwery ważnych departamentów ministerstwa finansów oraz Treasury Board - urzędu centralnego, który zajmuje się federalną służbą cywilną.

Jak podała telewizja CBC, ofiarą hakerów padła też agencja zajmująca się badaniami dotyczącymi obronności, obsługująca ministerstwo obrony Kanady. Nie wiadomo jeszcze, do jakich tajnych dokumentów dotarli przestępcy.

Reklama

Ani premier Stephen Harper, ani minister bezpieczeństwa publicznego Vic Toews nie komentowali szczegółów dotyczących ataku. Szef rządu mówił tylko podczas czwartkowej konferencji prasowej w Toronto, że "internetowe bezpieczeństwo staje się coraz istotniejszym problemem, nie tylko w Kanadzie, także na całym świecie".

Według telewizji CBC, hakerom udało się uzyskać dostęp do skrzynek poczty elektronicznej wysokich rangą urzędników kanadyjskich i z nich wysłać maile do departamentów IT, wyłudzając w ten sposób dane o hasłach dających dostęp do rządowych sieci i tajnych dokumentów. Rozesłano też w mailach załączniki, których otwarcie powodowało uaktywnienie złośliwych programów. Służby odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo zablokowały możliwość korzystania z internetu w urzędach dotkniętych atakiem.

Reklama

Nie ma stuprocentowej pewności, że za cyberatakiem stoją chińscy hakerzy, jednak niektórzy eksperci cytowani przez media wskazują, że Kanada jest dla Chin potencjalnym źródłem surowców naturalnych i dlatego może być celem tego typu działań.

W 2009 roku kanadyjscy eksperci z grupy Information Warfare Monitor opublikowali raport na temat ponad tysiąca rządowych komputerów w 103 krajach, które zaatakowali właśnie chińscy hakerzy.

Rząd Kanady przeznaczył niedawno 90 mln dolarów kanadyjskich na poprawienie bezpieczeństwa swoich sieci informatycznych. Eksperci cytowani przez media uważają, że to mało i wskazują, że np. w Wielkiej Brytanii na ten sam cel przeznaczono 650 mln funtów, czyli ponad 1 mld kanadyjskich dolarów.