Na czym polega ta tajemnicza cyfryzacja, zwana także digitalizacją? To po prostu przenoszenie filmu z nośnika analogowego (taśmy celuloidowej) na nośnik cyfrowy. Ten dość żmudny proces polega na skanowaniu negatywu filmu. Trzeba zeskanować każdą z klatek, których w fabule jest średnio około 100 tysięcy. Pojedyncze klatki są zapisywane w pamięci komputera. Tu można je już poprawiać - każdą osobno. Specjaliści usuwają z każdej klatki zabrudzenia, rysy, pleśnie, tuszują uszkodzenia mechaniczne, rozjaśniają obraz, korygują kolory. Praca nad jednym filmem trwa około sześciu miesięcy. "Pracujemy na programach, na których robi się efekty specjalne w Hollywood: technika wszędzie jest już taka sama" - mówi Jędrzej Saliński z firmy Chimney Pot. "Różnica jest tylko taka, że oni mają w studiu 20 skanerów i 20 naświetlarek, a my jeden skaner i jedną naświetlarkę. I w czasie kiedy my cyfryzujemy jeden film, oni robią dwadzieścia."

Reklama

Po poprawieniu obrazu filmem zajmują się specjaliści od dźwięku. "Czyścimy ścieżkę dźwiękową z szumów, trzasków, zakłóceń. Dzięki temu tło muzyczne staje się bardziej wyraziste, a dialogi czytelniejsze" - wyjaśnia Małgorzata Wabińska z Toya Studios. Jak mówi, poprawienie dźwięku 100-minutowego filmu nie trwa już tak długo - nowa ścieżka dźwiękowa może być gotowa w kilka dni.

Na świecie cyfryzacja to proces, który idzie pełną parą, ale w Polsce nie wzbudzał on dotąd specjalnych emocji. Do momentu, aż zainteresował się nią Grzegorz Molewski, twórca kanału telewizyjnego Kino Polska. To z jego inicjatywy powstał program Kino RP, w ramach którego mają być poprawiane cyfrowo polskie filmy. Kino Polska Dystrybucja z Chimney Pot i Studio TPS, dwiema firmami zajmującymi się obróbką obrazu, oraz Toya Studios, firmą specjalizującą się w pracy nad dźwiękiem, wspólnie zainwestowały w cyfryzację polskiej klasyki. "Filmy wydawane dotychczas na DVD miały skandaliczną jakość. A tzw. cyfryzacja polegała głównie na zamazywaniu konturów, przez co obraz traci na kolorze i ostrości" - twierdzi Molewski. "Po co nam cyfrowa wersja, w której znikają drugi i trzeci plan? Skoro możemy dać tym filmom nieśmiertelność, niech to będzie wersja doskonała."

Tym bardziej że cyfrowe odnawianie starych filmów nie jest przesadnie drogie. Digitalizacja jednego filmu kosztuje około 100 tys. zł.

Film dostaje nowe życie

Reklama

W pierwszej kolejności digitalizacji poddano "Sanatorium pod klepsydrą" Wojciecha Hasa oraz "Pociąg" i "Matkę Joanna od Aniołów" Jerzego Kawalerowicza. W kolejce czekają kolejne filmy. "Już parę lat temu kupiłem prawa do wydania na DVD kilku filmów Hasa, także <Rękopisu znalezionego w Saragossie>. Bardzo chciałbym ten film odrestaurować. Wprawdzie ukazał się w Stanach, ale w słabej jakości. To nieprawda, że Coppola i Scorsese zrekonstruowali go. Oni tylko sfinansowali krótko przed śmiercią Hasa powstanie 180-minutowej wersji filmu i przeniesienie jej na taśmę światłoczułą" - mówi Molewski.

Na ile proces cyfryzacji oddaje prawdziwą formę filmu, a na ile jest tworzeniem zupełnie innego dzieła? "Z zasady nie ingerujemy w zawartość artystyczną filmu. Nawet gdy podczas procesu wychodzą wcześniej niezauważane błędy. Poza tym rekonstrukcja odbywa się pod nadzorem żyjących twórców" - wyjaśnia Molewski.

Reklama

Prace nad "Pociągiem" nadzorował Jan Laskowski, przy cyfryzacji "Matki Joanny od Aniołów" był Jerzy Wójcik, decyzje podczas poprawiania "Sanatorium pod klepsydrą" podejmował Witold Sobociński. "Wszyscy zareagowali entuzjastycznie na propozycję pracy przy cyfryzacji swojego dorobku. W końcu zdają sobie sprawę, że dla tych filmów to szansa na nowe życie" - mówi Molewski. "Kiedy Witold Sobociński pierwszy raz zobaczył ostateczna wersję <Sanatorium...>, miał łzy szczęścia w oczach. Widziałem, że był zaskoczony efektem końcowym - dodaje Jędrzej Saliński. - Technika HD wręcz poprawia jakość obrazu, nawet na premierze filmu 30 lat temu nie byłem tak zadowolony" - mówi sam operator.

Jak twierdzi Molewski, właśnie możliwość współpracy z twórcami filmów to jeden z powodów, dla których warto zintensyfikować prace nad zachowywaniem w wersji cyfrowej najlepszych polskich filmów. "Decyzje dotyczące sposobu poprawy obrazu mają znaczenie artystyczne i powinien być za nie odpowiedzialny operator lub reżyser" - przekonuje.

Wszyscy się cyfryzują

Proces przechodzenia na kopie cyfrowe jest w wypadku archiwów filmowych niezbędny. Choćby dlatego, że odbywa się on także na innych obszarach.

Cyfryzują się kina. Cyfrowa technologia wyświetlania filmów zapewnia lepszą jakość i stabilność obrazu oraz czystszy dźwięk. Jednak liczą się tu nie tylko względy techniczne. Kopia cyfrowa filmu kinowego jest tańsza (jej wykonanie kosztuje około 200 euro), nigdy się nie zużywa, a dostęp do niej jest o wiele łatwiejszy (np. przez internet). Właśnie to ma szansę całkowicie przeorganizować zasady dystrybucji filmów, ułatwić dostęp do nich nawet małym kinom.

Dzisiaj mamy w Polsce około 50 sal, w których można oglądać filmy z projektorów cyfrowych. Ale w tym roku ma ruszyć Narodowy Program Cyfryzacji Kin, którego patronem są Stowarzyszenie Filmowców Polskich, Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych, a który współfinansują Polski Instytut Sztuki Filmowej i Ministerstwo Kultury. Zakłada on wyposażenie 300 sal kinowych w projektory cyfrowe oraz pomoc w koniecznych remontach (koszt programu to 45 mln zł).

"Zawsze uważałem, że miejsce filmów kinowych jest w kinie, a nie w telewizji" - mówi Grzegorz Molewski. "Jeśli zdigitalizujemy najlepsze polskie filmy, młodzi ludzie będą mogli je obejrzeć w kinach w świetnej jakości. Co, jak łatwo się domyślić, może zmienić ich wyobrażenia o polskiej kinematografii. Dzisiaj nie ma na to szansy, bo przecież jak mają się zachwycić tymi filmami, skoro na nich nic nie widać?"

Ale proces cyfryzacji dotyczy także telewizji. Od połowy 2015 r. sygnał analogowy nadawany przez polskie telewizje nie będzie już chroniony i może być zagłuszany przez inne nadajniki, dlatego do tego czasu polscy nadawcy muszą przejść na nadawanie cyfrowe. Wprawdzie będzie można za pomocą specjalnej przystawki przerobić sobie sygnał cyfrowy z powrotem na analogowy (tak, by mogły go odbierać telewizory starego typu), lecz w końcu trzeba będzie się pogodzić z faktem, że telewizja analogowa odejdzie do przeszłości. "Wtedy pojawi się pytanie, co w takiej telewizji pokazywać. Jeśli nie będziemy cyfryzować własnych programów i filmów, będziemy skazani na programy zagraniczne" - przekonuje Grzegorz Molewski. Bo programy analogowe można wprawdzie pokazywać w cyfrowej telewizji, ale odbierane w telewizorach HD z dużą rozdzielczością mają o wiele gorszą jakość.

Cyfryzacja to proces nieuchronny i wymaga bardziej przemyślanych, systemowych działań, których dzisiaj nikt nie planuje. "Należałoby stworzyć listę 50 najważniejszych polskich filmów, które muszą mieć dobrej jakości kopie dla nowych mediów. I powoli te kopie wykonywać" - przekonuje Grzegorz Molewski. Skąd wziąć pieniądze? "Studia filmowe, które posiadają prawa do starych filmów, zgodnie z ustawą o kinematografii muszą oddawać 50 proc. zysków ze sprzedaży PISF i te pieniądze można by przeznaczać na zachowanie tego dziedzictwa" - twierdzi. Dopiero wtedy polskie filmy będą mogły pojawić się w ofercie choćby internetowego sklepu iTunes. Molewski argumentuje, że to absolutnie możliwe.