31-letni Pradeep Manukonda przyznał, że próbował się spotkać z Zuckerbergiem w biurze Facebooka w Palo Alto w Kalifornii. Jak twierdził, chciał go prosić o pomoc finansową dla swojej rodziny.
Na tym jednak nie poprzestał. Zasypywał miliardera mailami, wysyłał mu także mnóstwo wiadomości za pomocą najpopularniejszego obecnie serwisu społecznościowego. Zuckerberg dostał od niego również kwiaty i ręcznie pisane liściki.
Pod koniec stycznia złapano Manukondę na schodach do niewielkiego domu, wynajmowanego przez twórcę Facebooka w Palo Alto. Wtedy mężczyzna został pouczony, jednak nie przestał śledzić miliardera.
Mark Zuckerberg twierdzi, że boi się o swoje życie. Załatwił w sądzie decyzję, która zakazuje prześladującemu go fanowi zbliżanie się do niego na odległość mniejszą niż mniej więcej 270 metrów (300 jardów). Manukonda ma także dać spokój siostrze miliardera Randi, a także jego dziewczynie Priscilla Chan.
W orzeczeniu sąd przyznał, że 31-latek śledził go i próbował się z nim kontaktować, używając języka, który mógł zaburzać poczucie bezpieczeństwa Zuckerberga.
Fan pisał do Zuckerberga: "Dziękuję za twój cenny czas i zwrócenie uwagi na moje problemy. Jestem naprawdę bardzo wdzięczny. Gdybym miał w niedalekiej przyszłości szansę pracować z tobą, byłby to dla mnie zaszczyt. Dziękuję ci, że jesteś dla nas wszystkich źródłem inspiracji".
W jednej z wiadomości przesłanych za pośrednictwem Facebooka, mężczyzna napisał: "Oddaję całe swoje życie do twoich usług. Proszę, pomóż mi, jestem gotów umrzeć dla ciebie. Proszę, zrozum mój ból". Zaś do siostry miliardera napisał: "Naprawdę potrzebuję twojej pomocy... moja droga siostro".
W ubiegłym miesiącu strona Zuckerberga na Facebooku została zaatakowana przez hakera. Pozostawiono na niej wiadomość, która miała sugerować, że jej autorem jest sam 26-letni twórca serwisu. Nim została usunięta, pojawiło się pod nią niemal dwa tysiące komentarzy.
>>> Hakerzy zaatakowali stronę twórcy Facebooka. Czytaj więcej!