10" ekran, ciężka, metalowa obudowa, pod maską układ Tegra 2 i 16 GB pamięci - tak w skrócie wyglądają dane techniczne Hannspada. Tablet, niestety, nie działa pod Androidem w wersji 3,0, który jest przewidziany do zarządzania takimi gadżetami. Hannspree, chcąc wprowadzić swoje urządzenie na rynek przed konkurencją użył Androida 2.2, a firma nie chce zdradzić, czy pozwoli na aktualizację do Honeycomba.
Pierwsze wrażenia? Tablet jest ciężki. W porównaniu do wynalazków LG, Motoroli czy Apple'a, Hannspad to prawdziwie waga ciężka. Można więc zapomnieć o pracy, czy zabawie trzymając tablet w ręku. Wymagane jest położenie gadżetu na stole, czy kolanach. Do tego, ciężko jest używać gadżetu w pozycji pionowej. Wszystkie przyciski sterowania są tak umieszczone, że wygodnie się je obsługuje, gdy obrócimy urządzenie.
Ciekawym pomysłem jest wirtualna klawiatura - nie jest rozciągnięta na całą szerokość ekranu, a pogrupowana w dwóch blokach. W ten sposób, trzymając Hannspada w dwóch rękach, przyciski możemy dotykać kciukami. Trzeba jednak przyznać, że nie jest to zbyt wygodne, przy wpisywaniu długiego tekstu. Duży plus należy się jednak inżynierom Hannspree za ekran - obsługuje on funkcję multitouch, do tego jest szybki dobrej jakości. Hannspad łączy się z internetem tylko poprzez WIFi, nie ma modemu 3G, bo to znacznie podniosłoby cenę urządzenia, a Hannspree chce walczyć o portfele ceną.
Hannspad to pierwsze kroki na rynku tabletów dla Hannspree, trzeba więc być wyrozumiałym. Urządzenie nie jest drogie, w przeciwieństwie do konkurencji - trzeba zapłacić za nie około 1600 złotych. To o połowę taniej niż topowe urządzenia Motoroli, czy LG i kilkaset złotych mniej, niż trzeba będzie zapłacić za najprostszą drugą wersję iPada.
Dla kogo jest urządzenie Hannspree? Dla tych, którzy nie chcą urządzenia z jabłkiem w logo, ewentualnie mają dużo aplikacji androidowych, które chcą wykorzystać do pracy na tablecie.