Zestaw komputerowy, nazwany "internetem w walizce", trzeba będzie przewieźć przez granicę do kraju, w którym państwo cenzuruje obieg informacji przekazywanych przez to medium.
Zawiera on m.in. bezprzewodowe anteny, laptop do zarządzania systemem, kable ethernetowe (ethernet to technologia wykorzystywana w sieciach lokalnych) i dyski do przekazywania programów do kolejnych komputerów oraz szyfrowania przekazów.
"Internet w walizce" umożliwi bezpośrednią łączność między komputerami i telefonami komórkowymi, zamiast korzystania z systemu kontrolowanego przez państwo.
Cały projekt sfinansowany jest przez grant w wysokości 2 milionów dolarów z Departamentu Stanu. Inicjatywę promuje sekretarz stanu Hillary Clinton, która podkreśla, że coraz więcej ruchów opozycyjnych w krajach dyktatorskich używa internetu i telefonii komórkowej w swej działalności.
Bodźcem do realizacji projektu stały się rewolucyjne wydarzenia w krajach arabskich. W Egipcie prezydent Hosni Mubarak zablokował internet w ostatnich dniach swoich rządów. W Syrii reżim czasowo sparaliżował łączność internetową wykorzystywaną przez opozycję do organizacji protestów ulicznych.
Alternatywny internet miałby zastosowanie w takich krajach, jak Chiny, Iran, Korea Północna, Kuba, Biurma i autorytarnych, postsowieckich krajach Azji Środkowej, gdzie rządy mają pod kontrolą media, w tym internet.
Problemem będą trudności związane z przemycaniem niezbędnych urządzeń do tych krajów.
Szef projektu, Sascha Meinrath, uważa jednak, że potencjalne korzyści systemu mogą przekonać dysydentów, z którymi administracja USA współpracuje, do podjęcia takiego ryzyka.
"Zbudujemy odrębną infrastrukturę, której technologia będzie uniemożliwiała wyłączenie lub monitorowanie systemu" - powiedział Meinrath "New York Timesowi".