Rządowe centrum monitorujące bezpieczeństwo sieci informatycznych poinformowało, że 14,7 proc. ataków pochodziło z USA, a 8 proc. z Indii.
W zeszły wtorek amerykańska firma zajmująca się bezpieczeństwem internetowym McAfee podała, że ponad 70 organizacji i rządów, w tym ONZ i amerykańskie firmy pracujące dla armii, padły w ostatnich latach ofiarą ataków hakerskich, które - zdaniem ekspertów - mogły pochodzić z Chin.
Oficjalny chiński dziennik "Renmin Ribao" uznał te oskarżenia za "nieodpowiedzialne". Włamywacze szukali przede wszystkim danych mogących dać im przewagę militarną, dyplomatyczną lub gospodarczą. Wykradali m.in. archiwa poczty elektronicznej, dokumenty dotyczące negocjacji oraz schematy konstrukcyjne.
Chińskie władze oficjalnie nie skomentowały tych doniesień, ale w przeszłości zaprzeczały wszystkim oskarżeniom o cyberataki. Według Pekinu, to Chiny padają ofiarą piractwa internetowego.