Fabuła Disntegration rozgrywa się w przyszłości. By pomóc ludziom przetrwać zmiany klimatyczne, naukowcy opracowali możliwość tymczasowego przeniesienia ludzkiego mózgu w ciało robota. To miał być tymczasowy proces… Jak to jednak zwykle bywa, pojawili się „źli”, czyli wojskowa grupa Rayonne, która opanowała świat i postanowiła proces „robotyzacji” zamienić z tymczasowego na całkowity.

Reklama

Do akcji wtedy wkracza grupa buntowników – były pilot grawitacyjnego motocykla, Romer Shoal i jego przyjaciele. Razem rzucają wyzwanie nowemu porządkowi.

Gra nie jest typową strzelanką. Owszem, pilotujemy grawicykl i strzelamy do wrogów, sami jednak misji nie wygramy, potrzeba do tego naszej ekipy. Dodatkowe roboty różnych klas – od potężnego mecha bojowego, do zwiadowców – reagują na nasze komendy i walczą z wrogiem, rozbrajają bomby i robią inne rzeczy, których nie da się załatwić z pokładu naszego pojazdu.

Reklama

Do tego każda z postaci ma własne umiejętności, jak ogłuszanie, spowalnianie wroga, atak rakietowy itp. Po połączeniu ich w jedno combo, możemy więc łatwo i szybko zniszczyć cały oddział przeciwnika, czy nawet jego najpotężniejsze jednostki.

Walka bywa więc szalona. Z jednej strony musimy unikać przeciwnika, ostrzeliwać go z pokładu grawicykla, a jednocześnie kontrolować nasze jednostki naziemne. W początkowych misjach nie ma z tym problemu, potem jednak zapanowanie nad polem bitwy staje się wyzwaniem – zwłaszcza w misjach na czas. Nie zapominajmy też o kontroli nad grawicyklem, bo trzeba omijać przeszkody terenowe, wznosić się, opadać… przydałaby się trzecia ręka. I na pewno pad jest znacznie wygodniejszym kontrolerem niż mysz i klawiatura.

Reklama

Oczywiście nasze postaci zdobywają doświadczenie, lepszy sprzęt i umiejętności. Warto więc wykonywać dodatkowe zadania, które dadzą nam chipy rozbudowujące zdolności. Nie są one jednak łatwe do spełnienia - trzeba bowiem pokonywać wrogów specjalnymi zdolnościami, skończyć misję w określonym czasie gry czy unikać specjalnych ataków.

Jeśli chodzi o grafikę, to gra wygląda całkiem dobrze. Tekstury są naprawdę ładne – czy to budynki, postaci czy teren. Na 1080 Ti, Ryzenie 3600x, w rozdzielczości 3440x1440 i jakości grafiki ultra, nie miałem problemów z płynnością rozgrywki, nawet przy bitwach z dużą ilością przeciwników. Pod względem dźwięków i podkładu muzycznego także jest dobrze. Także pod względem technicznym nie można Disintegration niczego zarzucić.

Disintegration / dziennik.pl

Największą wadą gry pozostaje jednak jej fabuła. Z jednej strony jest interesująca, postaci są fajnie zrobione, banda Romera lubi się ze sobą droczyć i często wspominają, jak to było być człowiekiem. Można ją jednak było rozwinąć bardziej – dać możliwość wyboru opcji dialogowych, bardziej pokazać zniszczony świat, czy więcej powiedzieć nie tylko o rozterkach głównych bohaterów, ale także o motywacji tych „złych” bo o nich to prawie nic nie wiadomo. Tu tego zabrakło. Może w następnych częściach V1 bardziej zadba o tę część rozgrywki.

Podsumowując, Disintegration wnosi pewien poziom nowości do FPS. Nie jest to jednak rewolucja gatunku, a jedynie jego ewolucja. Gra ma całkiem sensowną fabułę (choć w następnych produkcjach studia, scenarzyści powinni jednak trochę bardziej się przyłożyć do roboty)), dobrą grafikę i po prostu wciąga. Jak na pierwszą grę nowego studia deweloperskiego, jest udanym produktem oraz grą stabilną. Na pewno warto dać jej szansę, żeby zobaczyć, że nie tylko wielkie studia potrafią tworzyć gry poprawne.