Prokuratorzy rozważają postawienie zidentyfikowanym Rosjanom zarzutów cyberataku na komputery DNC i wykradzenia z nich wrażliwych informacji, które zostały opublikowane podczas wyborów prezydenckich w 2016 roku - informuje gazeta, powołując się na anonimowe osoby zaznajomione ze sprawą.
"Wall Street Journal" pisze, powołując się na swoje źródła, że agenci federalni i prokuratorzy zgromadzili dowody wystarczające do postawienia zarzutów obywatelom Rosji i może do tego dojść w przyszłym roku.
Amerykańskie agencje wywiadowcze uznały, że za atakiem na komputery DNC stał rosyjski wywiad. Nie ujawniły jednak żadnych szczegółów dotyczących konkretnych osób, które były w to zaangażowane.
Gazeta przypomina, że atak na komputery DNC był jednym z kluczowych elementów oceny środowiska wywiadowczego wskazującej, że "prezydent Rosji Władimir Putin rozkazał w 2016 roku prowadzenie kampanii (medialnej) mającej wpłynąć na amerykańskie wybory prezydenckie". Strona rosyjska zaprzeczyła.
W dokumencie przygotowanym przez środowisko amerykańskiego wywiadu napisano, że rosyjski wywiad wojskowy GRU "najprawdopodobniej rozpoczął cyberoperacje wymierzone w amerykańskie wybory prezydenckie w marcu 2016 roku" oraz że "zdobył duże ilości danych" z DNC w maju tego samego roku.
Autorzy artykułu uważają, że ustalenie konkretnych hakerów z rosyjskich sił zbrojnych i wywiadu pokazuje, jak szerokie i szczegółowe jest prowadzone przez administrację śledztwo. Sugeruje to również, że prokuratorzy federalni i agenci FBI chcą postawić zarzuty karne osobom odpowiedzialnym za tamten cyberatak, nawet jeśli ma to oznaczać, że śledztwo zakończy się jedynie upublicznieniem wizerunków oskarżonych i utrudnieniem im poruszania się po świecie, a nie karą więzienia.
Osoby zaznajomione ze sprawą powiedziały, że jest mała szansa na aresztowanie i skazanie rosyjskich hakerów, ale resort sprawiedliwości rozpoczyna coraz więcej dochodzeń przeciwko hakerom działającym na zlecenie obcych rządów w nadziei, że upublicznienie zarzutów wymusi zmianę tych zachowań.
W grudniu zeszłego roku USA nałożyły sankcje na GRU oraz na Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB). Sankcje były odpowiedzią prezydenta Baracka Obamy na cyberataki, w tym na zhakowanie komputerów DNC.
"WSJ" informuje, że nad rozwiązaniem tej sprawy pracują prokuratorzy i agenci federalni z Waszyngtonu, Pittsburgha, San Francisco i Filadelfii. Dochodzenie toczy się oddzielnie od śledztwa prowadzonego przez specjalny zespół dochodzeniowy Roberta Muellera w sprawie ingerencji Rosji w zeszłoroczne wybory prezydenckie i powiązań osób z otoczenia prezydenta USA Donalda Trumpa z Kremlem. Według gazety nie wiadomo, czy prokuratorzy poczekają z postawieniem zarzutów, aż Mueller zakończy swoje śledztwo bądź zidentyfikuje więcej zamieszanych w tę sprawę osób.
Wykradzione dane zawierające tysiące maili należących do DNC oraz innych informacji, takich jak maile z prywatnego konta mailowego Johna Podesty, który był szefem kampanii Hillary Clinton, zostały opublikowane w zeszłym roku przez portal WikiLeaks. Resort sprawiedliwości i ambasada Rosji odmówiły gazecie komentarza w sprawie identyfikacji Rosjan.