Gazeta wskazała na rekordowe wyniki platformy Gleeden organizującej internetowe rozmowy dla randkujących, a także umożliwiającej wysyłanie materiałów o treści erotycznej. Liczba korzystających z jej usług osób przekroczyła 6 mln, co oznacza, że od czasu wprowadzenia 15 marca obowiązkowej kwarantanny Gleeden ma o 160 proc. więcej użytkowników.
Seksuolodzy pytani o przyczynę zjawiska tłumaczą fenomen m.in. "zmęczeniem partnerem", "wcześniejszymi problemami w związku", a także potrzebą "odreagowania" nakazu nieustannego przebywania w domu.
Hiszpańska seksuolog Ana Sierra uważa, że część flirtujących w sieci internautów nawet nie zdaje sobie sprawy, że dopuszcza się zdrady. - To fałszywe przekonanie, że jeśli nie było rzeczywistego kontaktu fizycznego, to nie doszło do zdrady - stwierdziła Sierra.
Z kolei dla seksuolog Laii Cadens wirtualne randki w czasie przebywania w domu ze współmałżonkiem mogą być "tańszym od rozwodu" sposobem radzenia sobie ze straconym już związkiem.
- Spodziewany kryzys gospodarczy spowodowany koronawirusem obniży liczbę rozwodów: pary nie będą mieć bowiem środków na procesy, co w konsekwencji doprowadzi do zwiększenia liczby zdrad - powiedziała Cadens.
Obowiązujący w Hiszpanii od połowy marca stan zagrożenia epidemicznego upoważnia do wychodzenia z domów jedynie do pracy, sklepu i banku. Dozwolono krótkie spacery z psem. Dopiero od niedzieli można wychodzić na trwającą nie dłużej niż godzinę przechadzkę z dziećmi.
Wprawdzie stan zagrożenia ma obowiązywać do 9 maja, ale już pięć dni przed jego zakończeniem rząd zlikwiduje część restrykcji.