Tradycyjnie już Mi mają kilka braków w porównaniu z innymi flagowcami. Nie spełniają żadnej normy IP, czyli nie są odporne na zanurzenie w wodzie, nie mają ładowania indukcyjnego, nie mają głośników stereo ani wejścia mini-jack na słuchawki. Są za to doskonale zbudowane, mają ekrany AMOLED, a przede wszystkim – rewelacyjnie działają. Niestety w serii 8 przyplątała się do tego wada jeszcze jedna, wyjątkowo drażniąca. A najbardziej irytujący jest fakt, że producent mógłby wyeliminować ją aktualizacją. Ale z jakichś tylko sobie znanych powodów tego nie robi. Już tłumaczę. Mi 8 nie jest smartfonem oryginalnym. Jak chyba większość tegorocznych modeli, inspirację żywcem bierze z iPhona X. A więc oczywiście wyświetlacz musi mieć „notcha”, czyli wcięcie w ekranie. I to w gigantycznych rozmiarach. Jest w nim czujnik podczerwieni do skanowania twarzy, można go ukryć w ustawieniach, a ponieważ mamy do czynienia z ekranem AMOLED, nie będzie go zupełnie widać ale… Problem w tym, że Xiaomi zrezygnowało z umieszczenia ikon po jego lewej stronie – tam gdzie w każdym telefonie mamy np. nazwę operatora, ikonkę maila, nieodebranej rozmowy telefonicznej, SMS-a czy cokolwiek innego. Tu nie mamy nic. Odblokowując ekran nie wiemy więc cały czas, czy coś nas nie ominęło. Słyszymy sygnał powiadomienia, patrzymy się na wyświetlacz i też nic. Dowiadujemy się tego dopiero ściągając górną belkę. Ktoś powie – że to przecież nic nie znacząca głupotka z którą bez problemu da się żyć. Że jest dioda powiadomień, Always on Display. Ale dla mnie to taki mały cierń w wygodnym bucie, którego nie da się usunąć i który od czasu do czasu kłuje nas niemiło, sprawiając że chodzenie nie jest już tak wygodne… Xiaomi mogłoby moim zdaniem ten cierń zlikwidować, przed chwilą używałem Alcatela 5V z identycznie wielkim notchem, gdzie jednak udało się wygospodarować miejsce na 3 ikonki, a jedną z nich jest „dymek” z cyferkami pokazującymi ile czynności nas ominęło. I uwierzcie mi, komfort używania takiego telefonu jest o niebo lepszy. Denerwuje więc mnie w Mi 8-kach nie tylko brak powiadomień ale i świadomość tego, że spokojnie można je tam zmieścić. Może kiedyś… A skoro już ponarzekałem, spokojnie możemy teraz skupić się na zaletach tych telefonów i różnicach pomiędzy modelami.

Reklama

Budowa, wykonanie

I Mi 8 i Mi 8 Pro wykonane są doskonale. Mi 8 bardziej konserwatywnie, bo tył po prostu jest szklany. Czarny, elegancki, oczywiście śliski, z czytnikiem linii papilarnych pośrodku i podwójnym oczkiem aparatu z lewej strony.

dziennik.pl
dziennik.pl
Reklama

Mi 8 Pro prezentuje się o wiele bardziej efektownie i nowocześnie. Bo pod szklanymi, przeźroczystymi pleckami kryje się... atrapa płyty głównej. Widzimy więc dokładnie cały środek telefonu, tyle, że na niby. Prawdziwe elementy schowane są pod atrapą. Niektórzy z tego pomysłu się śmieją, ja nie, wprost przeciwnie, uważam, że jest bardzo dobry. Od jakiegoś czasu bowiem brakuje mi telefonów z pomysłem i fantazją. I cieszę się, że Xiaomi było w stanie wyjść naprzeciw moim oczekiwaniom, wcześniej podobny manewr zastosowało HTC w modelu U12+, który też doskonale się prezentował.

dziennik.pl
dziennik.pl

Do tego dodano gustowne dodatki w postaci czerwonego przycisku do włączania telefonu, czerwonego wnętrza USB C i czerwonej ramki wokół obiektywu aparatu. Wszystko to sprawia, że Mi 8 Pro prezentuje się doskonale, przez co bardzo niechętnie wkładałem go w przeźroczyste etui, które sprawiało, że smartfon stawał się bezpieczny, ale już nie tak ładny.

dziennik.pl
dziennik.pl

W Mi 8 Pro z tyłu nie znajdziemy też czytnika linii papilarnych. Trafił na przód, a konkretnie – na ekran. To kolejny po Huaweiu Mate 20 Pro smartfon z tak futurystycznie umieszczonym czytnikiem, a ja jestem wielkim fanem tej technologii, choć przyznać trzeba, że nie działa ona jeszcze tak szybko jak skanery tradycyjne. Ale i tak już jest całkiem nieźle. Mi 8 Pro trafił do mnie z MIUI 9 na pokładzie, po jakimś czasie zaktualizowano go do MIUI 10, a czytnik zaczął działać zauważalnie szybciej i niemal bezbłędnie. Co dowodzi, że można poprawiać jego działanie aktualizacjami.

dziennik.pl
dziennik.pl

Przody obu telefonów są identyczne. Paskudny „notch” czyli wcięcie, które na szczęście możemy ukryć w ustawieniach, dla równowagi bardzo dobry ekran FHD Super AMOLED o przekątnej 6,21 cala i 402 pixelach na cal. Płaska konstrukcja bez zakrzywionych boków jest wygodna w trzymaniu, niewielkie ramki sprawiają, że mimo dużego ekranu telefony wciąż są dość kompaktowe i obu używa się bardzo komfortowo.

Specyfikacja, działanie

Tu oba urządzenia pokazują, za co serię Mi kochają ludzie na całym świecie. Bezkompromisowe działanie jest jej znakiem rozpoznawczym. Trudno się zresztą spodziewać czegoś innego, jeżeli do napędzania tych telefonów użyto Snapdragona 845, najwydajniejszy obecnie procesor firmy Qualcomm. W 8-ce do pomocy ma 6 GB RAM (64 GB pamięci wbudowanej) w 8 Pro to aż 8 GB RAM (128 GB pamięci wbudowanej). W żadnym z nich niestety nie ma slotu na kartę pamięci. Większa ilość RAM-u sugerowałaby lepszą pracę wersji Pro i dłuższe trzymanie zakładek w pamięci, ale system MIUI ma to do siebie, że po jakimś czasie zamyka programy działające w tle i ja przez trzy tygodnie nie zauważyłem by między tymi telefonami była jakakolwiek różnica w działaniu. W AnTuTu Benchmark wyciągają odpowiednio (286756 pkt. – Mi 8 Pro) i (288669 pkt – Mi 8 ). I oba działają szybko, płynnie, bez najmniejszych zastrzeżeń.
W obu telefonach znajdziemy Androida 8.1, początkowo Mi 8 Pro działał na MIUI, czyli nakładce Xiaomi na Androida, w wersji 9, starszy zaś telefon czyli Mi 8 miał ją już w nowszej wersji 10 (pomiędzy oboma jest kilka różnic). Trochę to dziwne, ale na szczęście wersja Pro dostała już najbardziej aktualną wersję systemu i oba telefony mają dokładnie takie same możliwości.
W obu, prócz odblokowania smartfona czytnikiem linii papilarnych możemy też odblokować ekran twarzą. Dzięki umieszczonym w wielkim „notchu” czujnikom podczerwieni telefon doskonale rozpoznaje nasze oblicze w ciemności i robi to na tyle sprawnie, że ani w jednym ani w drugim korzystanie z czytnika linii papilarnych w zasadzie nie jest potrzebne. Choć w Mi 8 Pro jest to fajna zabawa i bardzo ją lubię.
Oba telefony doskonale działają z GPS, oba świetnie sprawdzą się jako telefony muzyczne (mowa tu oczywiście o słuchawkach, głośnik zewnętrzny, choć dobrej jakości, jest jednak pojedynczy i do głośników stereo sporo mu brakuje).
W obu telefonach jest też moduł NFC, co w chińskich smartfonach, nawet tych z najwyższej półki, nie jest takie oczywiste. Możemy je więc bez problemu zamienić w karty płatnicze.
MIUI w wersji 10 daje całe mnóstwo możliwości. To m.in. klonowanie aplikacji, tworzenie drugiego profilu zabezpieczonego odciskiem palca (druga przestrzeń), blokowanie wybranych aplikacji albo zmiana tapet i motywów. Jest też moje ulubione nawigowanie po smartfonie gestami. W „panelu sterowania” zoptymalizujemy telefon, przeskanujemy go w poszukiwaniu wirusów czy sprawdzimy zużycie danych. Mamy też Always on Display czyli informacje o godzinie i dacie stale widoczne na ekranie, które jednak zauważalnie drenują baterię.




Zdjęcia, bateria

Reklama

Flagowe telefony Xiaomi mają opinię smartfonów odstających w dziedzinie fotografii od droższej konkurencji. Pora ją chyba zmienić, bo z modelu na model ten dystans się zmniejsza i w zasadzie spokojnie mogę napisać, że w Mi 8 żadnych zastrzeżeń pod tym względem nie mam. Co prawda w obu modelach nie znajdziemy trybu nocnego, znanego z urządzeń Huaweia, Honora a ostatnio też Pixeli od Googla, ale najnowszy model Xiaomi – Mi Mix 3 – taki tryb już ma, więc mam nadzieję że i Mi 8-ki dostaną go wraz z jakąś aktualizacją. A póki co i tak wszystko stoi na świetnym poziomie. Zestaw aparatów jest identyczny w obu modelach, czyli z tyłu 2 obiektywy Sony po 12 mpx każdy, ten główny ma przesłonę 1,8 i optyczną stabilizację obrazu, z przodu zaś mamy kamerkę 20 mpx. Jedyną różnicą, jaką znalazłem w ustawieniach, jest brak „studia oświetlenia” w zdjęciach z przedniej kamery w Mi 8 Pro, ale z pewnością ta opcja zaraz trafi i do tego modelu. Fotografie są doskonałej jakości, kolory żywe ale naturalne, w najlepszym doborze ustawień pomaga nam AI czyli sztuczna inteligencja, która rozpoznaje sceny (mamy możliwość jej wyłączenia), jest dwukrotny bezstratny optyczny zoom, świetny tryb portretowy, zdjęcia nocne minimalnie odstają od najlepszych smartfonów na rynku, ale w sumie też są bardzo dobre i przyjemne w odbiorze.

dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl

Filmy nagramy w najwyższej rozdzielczości 4K, jest optyczna stabilizacja, a elektroniczna pomaga nam przy rozdzielczości FHD. Obraz jest bardzo szczegółowy, kamera nie ma żadnych problemów z ustawieniem, a co ważniejsze z trzymaniem ostrości na wybranym punkcie, mikrofony dobrze zbierają dźwięk, czy można chcieć czegoś więcej?

Baterie w obu telefonach mają różne wielkości. Zacznę od tej mniejszej, w Mi 8 Pro. 3000 mAh na papierze szału nie robi, a ja dość poważnie obawiałem się o czas pracy na jednym ładowaniu. Niepotrzebnie. 5h 44 min. i jeszcze 17 proc. baterii w zapasie – to mój rekord na jednym ładowaniu. Generalnie telefon jest w stanie pracować od dnia do nawet kilku z dala od baterii – oczywiście w zależności od tego, co na nim robimy.

dziennik.pl

Ogniwo w Mi 8 jest większe, ma 3400 mAh, więc i wyniki tego telefonu są odpowiednio lepsze, ja, mając w nim kartę służbową, ładowałem go co dwa, trzy dni. Czapki z głów.
W obu telefonach jest Quick Charge 4+, czyli naładujemy je bardzo szybko (w około godzinę) i to ładowarką, którą znajdziemy w pudełku. Żaden z nich nie wspiera ładowania indukcyjnego.

Czyli…

Oba telefony, choć mają irytującą wadę, to jednak w ogólnym rozrachunku spisują się świetnie i pozostawią u mnie miłe wspomnienia. Mi 8 Pro jest droższy i w sklepie mi-home.pl kosztuje 2599 zł. Mi 8 w wersji 64 GB kosztuje 2299 zł, a w wersji z 128 GB (czyli takiej jak Pro) – 2499 zł. Gdybym musiał wybierać, zaszalałbym i kupił Mi 8 Pro, które ma w sobie więcej fantazji i charakteru. Osoby o bardziej racjonalnym i oszczędnym podejściu powinny zaś sięgnąć po Mi 8 który jest tańszy i ma dłuższy czas pracy na baterii.

dziennik.pl
dziennik.pl
dziennik.pl