Pod względem designu Rival 650 nie różni się od swojej starszej siostry. Jedyna różnica to odczepiany kabel do ładowania gryzonia - umiejscowienie podświetlenia, rozmiary - to wszystko pozostało bez zmian. SteelSeries nie zrezygnował też z obcji dociążenia myszy. Mamy więc miejsce na 8 ciężarków o wadze 4g, dzięki którym każdy może sobie sam dopasować wagę gryzonia (mi najlepiej się używało w pełni dociążonej myszy).

Reklama

Jeśli chodzi o trzy boczne przyciski, to niestety one też zostały bez zmian - to oznacza że klawisza najbardziej wysuniętego do przodu gryzonia jest trudno używać. Szkoda, że firma nie zdecydowała się na wymienne boki do myszy, by gryzonia idealnie dopasować do naszej ręki.

Jeśli chodzi o sensor, to SteelSeries zastosował w Rivalu 650 podobny patent, co w starszej wersji. Mysz wykrywa, kiedy w ferworze walki podniesiemy ją z biurka i wtedy wyłącza laser, by nasz entuzjazm nie skończył się śmiercią postaci - możemy wysokość, na której odcięty zostaje laser ustawić w oprogramowaniu.

Samemu sensorowi nic zarzucić nie można. Nie ma nawet - co jest rzadkością - żadnych opóźnień przy bezprzewodowym przekazie danych. Rival 650 sprawdza się więc nawet w strzelankach sieciowych. Jeśli chodzi o oprogramowanie, to w SteelSeries Engine możemy ustawić poziomy DPI, które przełączamy specjalnym klawiszem na górze myszy (niestety są tylko dwa poziomy możliwe do ustawienia). Da się też przypisać nowe funkcje wszystkim przyciskom myszy oraz ustawić podświetlenie w każdej z ośmiu stref.

Reklama

Bateria trzyma naszą mysz w gotowości nawet kilka dni, pod warunkiem, że zrezygnujemy z podświetlenia. Jeśli jednak chcemy, by Rival 650 wykorzystywał LEDy, to musimy się pogodzić tym, że gryzonia będzie trzeba karmić codziennie. Na szczęście szybkie ładowanie sprawia, że wystarczy 15 minut, by dostać prawie 10 godzin gry.

Największym problemem Rivala 650 jest jednak cena. Mysz kosztuje ponad 500 złotych, czyli 200 złotych więcej niż wersja z ogonkiem. Pozostaje więc pytanie, czy za brak kabla warto tyle zapłacić? Na to już każdy musi sobie odpowiedzieć sam.

Reklama