Xiaomi i One Plus, czyli marki które zasłużenie cieszyły się mianem mistrzów rozsądnej ceny w stosunku do jakości, w tym roku nie wytrzymały. Ich flagowe urządzenia zrównały się kosztami z flagowcami innych producentów, a Apple, firma znana z olbrzymich marży i gigantycznych zysków, postanowiła pójść w drugą stronę. Dała sobie spokój z nowoczesnym wzornictwem, bezramkowymi konstrukcjami, zamiast tego zafundowała nam sentymentalny powrót do przeszłości – a konkretnie do roku 2016 i do modelu iPhone 7. Podrasowała go najnowszym procesorem, nieco lepszą optyką i… to w zasadzie wszystko. Tylko dwa aparaty, touch ID, mała ilość pamięci w podstawowej wersji, na pierwszy rzut oka nie ma tu nic, czym Apple mogłoby przyciągnąć nowych klientów. Ale to tylko pozory.

Reklama

Pierwszą rzeczą jest cena. Za wersję z 64 GB wbudowanej pamięci trzeba zapłacić 2199 zł. 128 GB pamięci to 2499 zł. Nigdy w historii wejście w ekosystem Appla nie był tak tanie. Firma przez lata konsekwentnie „strzygła” swoich wyznawców żądając bajońskich sum za nowe urządzenia, a ci zgrzytali zębami, ale karnie szli do sklepów i kupowali kolejne modele. W krajach biedniejszych, takich jak Polska, iPhone stał się więc synonimem luksusu i przedmiotem pożądania dla mas. Nawet, jeżeli te urządzenia nie były tego warte.

Teraz próg wejścia jest niski, więc w głowach potencjalnych klientów – głównie użytkowników Androida – rodzi się myśl: „a może spróbować”. Bo czymże jest te 2 tys. zł w porównaniu z 4 i więcej tysiącami za inne modele? Może w końcu stosunkowo tanim kosztem można uwolnić się od marudzącej pociechy, która chce iPhona, bo wszystkie koleżanki też mają? Założę się, że sporo osób zdecyduje się na ten model właśnie z takich powodów.

Apple czeka na nich z otwartymi ramionami i wraz z iPhone SE2 otwiera wrota do całego ekosystemu. A tam nie jest już tak tanio…

Drugą sprawą jest wiek klientów. Bo prócz młodych, użytkownikami iPhonów jest całą masa osób starszych. Takich, które nie gonią wcale za bezbramkowymi konstrukcjami, pięcioma aparatami i Bóg wie jeszcze czym, tylko takich, które wciąż używają telefonu głównie do dzwonienia, zdjęcia robią na urodzinach wnuka, a zamiast przesiadywać całymi dniami w Internecie, wolą wyjść do parku. Oni zostali przez Appla porzuceni po modelu 8, X i kolejne modele były już raczej nie dla nich (z wyjątkiem SE). SE2 jest nowością, którą doskonale znają i z którą poczują się jak w domu.

Reklama

Trzecią i najważniejszą sprawą jest to, że SE2 na swój „oldskulowy” sposób jest po prostu niezłym telefonem. Jest mały, cieniutki i doskonale leży w dłoni – w dzisiejszych czasach to prawdziwy rodzynek (138.4 x 67.3 x 7.3 mm). Jasne, przy takich wymiarach nowoczesne konstrukcje pomieściłyby większy ekran, ale z tego o przekątnej 4,7 cala też można bezproblemowo korzystać. W dodatku absolutnie wszystko załatwicie na nim jedną ręką. Jego niewielkie rozmiary tuszują też jego jakość – to panel IPS TFT, 326 ppi, ale korzysta się z niego bardzo dobrze, nieźle wypada nawet czytelność w pełnym słońcu.

iPhone SE2 / dziennik.pl
Reklama

Czytnik linii papilarnych jest zatopiony w touch ID położonym poniżej ekranu, działa bardzo szybko, bezbłędnie i bardzo się z nim polubiłem. Fajnym dodatkiem jest też fizyczny przycisk do wyciszania dźwięku położony na lewym boku, tuż nad przyciskami do regulacji głośności. Przycisk do włączania i tackę na kartę SIM mamy na boku prawym, na dole zaś samotne USB-C. Wejścia na słuchawki brak. Są za to głośniki stereo, które grają doskonale jak na tak małe urządzenie – czysto, donośnie i głęboko. Tył to tafla szkła z wystającym oczkiem aparatu. Telefon jest wodo i pyło szczelny, spełnia normę IP67.

iPhone SE2 / dziennik.pl
iPhone SE2 / dziennik.pl

Do działania iPhona SE2 nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Najnowszy procesor Appla A13 Bionic zapewnia fantastyczną moc obliczeniową i doskonałą wydajność. Animacje są płynne, zacięć brak a zakładki mimo tylko 3 GB RAM bardzo długo trzymane są w pamięci. Zadowoleni będą starsi, ale też i młodsi użytkownicy, bo gry nie są dla naszego malucha żadnym wyzwaniem.

Świetnie działa GPS, świetna jest też jakość połączeń głosowych, jest oczywiście NFC.

Ze zdjęciami nie jest już tak różowo – wciąż są solidne, ale 12 MP matryca ze światłem 1.8 i OIS nieco odstaje od najnowszych flagowców. Nie mamy szerokiego kąta, nie mamy optycznego przybliżenia. Nie mamy też specjalnego trybu do zdjęć nocnych. To co jest, wystarcza nam do zrobienia ładnego zdjęcia w dzień i niezłego wieczorem i w nocy. Aparat do selfie ma 7 MP i pozwala na zrobienie przyzwoitej fotografii. Za to filmy, nawet w 4K 60 FPS są świetnie stabilizowane i zadowolą każdego.

Zdjęcie wykonane telefonem iPhone SE2 / dziennik.pl
Zdjęcie wykonane telefonem iPhone SE2 / dziennik.pl
Zdjęcie wykonane telefonem iPhone SE2 / dziennik.pl
Zdjęcie wykonane telefonem iPhone SE2 / dziennik.pl
Zdjęcie wykonane telefonem iPhone SE2 / dziennik.pl
Zdjęcie wykonane telefonem iPhone SE2 / dziennik.pl

Bateria jest malutka. Apple tradycyjnie nie podaje jej pojemności, ale wiadomo, że jest to około 1800 mAh. To mało, ale trzeba pamiętać o tym, że IOS zupełnie inaczej, czyli o wiele lepiej, zarządza energią od Androida. To sprawiało, że w moich rękach telefon wytrzymywał półtora do dwóch dni z dala od ładowarki, na co składało się głównie dużo dzwonienia i trochę przeglądania internetu. Ale oczywiście, jeżeli ktoś będzie cały czas robił zdjęcia a do tego jeszcze grał, wyładuje telefon w pół dnia. Ładowarka z pudełka ma zawstydzająco małą pojemność (5 W), na szczęście jest ładowanie indukcyjne.

W sumie iPhona SE2 bardzo polubiłem. To nie jest telefon dla każdego, ale idealnie wypełnia pewne nisze i znów zagospodaruje klientów kilka lat temu porzuconych. Swoją ceną idealnie wpisuje się też w czasy pandemii i gospodarczego kryzysu. A Apple nie dość, że wyczyści sobie magazyny, to jeszcze zarobi na usługach.

Za wypożyczenie telefonu do testów dziękujemy firmie Orange.