Samsung Odyssey G9 (LC49G95TSSUXEN) to jeden z najbardziej nietypowych monitorów, jaki możecie mieć. Nie ma on klasycznych proporcji 16:9, ale 32:9, dostajemy więc rozdzielczość 5120x1440. Gdy postawimy ten ekran na biurku, możemy się więc poczuć, jak w pierwszym rzędzie w kinie. Trzeba kilku dni, by nasze oczy przyzwyczaiły się do ogarnięcia całej powierzchni monitora. Na szczęście, dzięki odpowiedniej krzywiźnie (1000R), mamy ułatwioną pracę, niż w przypadku całkowicie prostej matrycy.

Reklama
Monitor Samsung Odyssey G9 / dziennik.pl

Design? Klasyczny - cienkie rami, noga w środku ekranu, z tyłu znajdziemy porty HDMI, DisplayPort, USB itp. Do tego zaślepka, ukrywająca kable oraz system VESA do ewentualnego przywieszenia na ścianie. Jeśli chodzi o ergonomię, to możemy ustawić wysokość i kąt nachylenia. Ze względu na rozmiar ekranu, pivot, a nawet lekkie przechylenie na bok, nie jest możliwe.

Egzemplarz testowy przyjechał w ustawieniu 100 proc. jasności i kontrastu. Świecił wtedy tak mocno, że nie można było patrzeć na niego. Dopiero po zmniejszeniu jasności do 50, a kontrastu do 40 proc., udało się uzyskać odpowiednie warunki do oglądania wyświetlanego obrazu. Jeśli chodzi o nasycenie kolorów, to dzięki matrycy VA, mamy odpowiedni poziom czerni czy barw. Wygląda to dobrze, a - jeśli siedzimy po środku monitora - to nie ma problemów z kątami widzenia - z tego też powodu zastosowano wygiętą matrycę. Jeśli jednak spojrzymy na ekran z boku, to już niestety wady VA się ujawniają.

Reklama

Monitor ma bardzo szybki czas odświeżania, czyli 240Hz. Do tego jest kompatybilny zarówno z FreeSync, jak i z G-Sync. Sterowniki Nvidii od razu rozpoznały ekran i bez problemu dało się włączyć ten system, który zapobiega "rwaniu" się obrazu przy niskiej liczbie klatek na sekundę.

Jak Odyssey G9 działa w praktyce? Jeśli chodzi o pracę, to jego "powierzchnia pracy" pozwala na ustawienie kilku dużych okien, co ochrania nas przed koniecznością przełączania się między kartami i przyspiesza pracę. Możemy mieć np. otwartego Outlooka, przeglądarkę, program do rozmów typu Slack i jeszcze zostaje nam miejsce. A co z grami? W tych, które obsługują natywną rozdzielczość, jest wyśmienicie. Cyberpunk 2077, Metro:Exodus czy Death Stranding pozwalają nam całkowicie wciągnąć się w rozgrywkę. Widzimy znacznie większy obraz świata, co - zwłaszcza w strzelankach - znakomicie ułatwia rozgrywkę. Wszystko działa też płynnie, nie ma żadnego rwania, opóźnień itp. Do tego dostajemy też tryb HDR. Oczywiście nie jest on tak jasny, jak na telewizorach, ale w grach, które z niego korzystają, widać efekty.

Reklama

Z drugiej jednak strony, nie ma obecnie karty graficznej, która w trybie ultra pozwoli nam osiągnąć w tej rozdzielczości 240 klatek na sekundę. Cyberpunk 2077 na 3080 RTX, jakości ultra i najwyższym poziomie Ray Tracingu działał w tempie 40 klatek na sekundę. Fenyx Rising czy WoW radziły sobie lepiej, ale to wciąż było w granicach 70-80 FPS. O 120 klatkach na sekundę czy wyżej możemy zapomnieć... przynajmniej do kolejnej generacji kart graficznych.

World of Warcraft: Shadowlands / dziennik.pl
Immortal Fenyx Rising / dziennik.pl

Podsumowując - G9 to jedna z najciekawszych monitorowych propozycji na rynku. Dostajemy gigantyczną "powierzchnię pracy", na której da się zmieścić wiele okien, świetnie radzi sobie też w grach (o ile mamy odpowiednio mocny komputer). Niestety jest jeden problem - ze względu na wysoką cenę (ok. 6700 PLN) - będzie on dostępny tylko dla bardzo wąskiej grupy ludzi. A szkoda, bo to naprawdę dobry monitor.