Pierwsze wrażenie – jejku, on NAPRAWDĘ jest mały. Choć wiedziałam, że Apple niemal o połowę skurczył swój najmniejszy odtwarzacz mp3, to rzeczywistość przeszła moje oczekiwania. Shuffle jest wielkości baterii typu paluszek, a jego grubość to półtora listka gumy do żucia. Waży to to 10,7 grama… czyli bardzo mało. Jak Apple’owi udało się osiągnąć tak małe rozmiary? Odpowiedź nasuwa się po drugim rzucie oka – nowy Shuffle nie ma na sobie żadnych przycisków do sterowania (poza blokadą).
Wszystkie kontrolki zostały przeniesione do minipilota, przyczepionego do kabla słuchawek. Czy taka miniaturyzacja ma sens? Ogólnie – nie wiem. Jednak w przypadku pilota Shuffle twórcom udało się naprawdę dobrze wybrnąć z kłopotu.
Prócz przycisków regulujących głośność, pozostałe funkcje uruchamia się kliknięciami środkowej części pilocika. Jeden klika to play albo stop. Dwa szybkie kliki – piosenka do przodu, trzy – do tyłu. Przyznaje, nie od razu nie wcelowałam w wymagany przez iPoda rytm klikania, ale po kilku próbach i przypadkowych przewinięciach zaskoczyłam, czego ów maluch ode mnie chce.
Co ważne, pilot – choć mały niczym ćwierć migdała – jest dobrze wyprofilowany i nawet z zamkniętymi oczami (i przy nie-kobiecych palcach, co sprawdziłam) łatwo jest wcelować w odpowiedni przycisk.
A teraz wisienka na torcie, czyli nowa funkcja Voice Over. Biorąc pod uwagę, że Shuffle nie ma (i nigdy nie miał) ekranu, czasem trudno było się rozeznać w tym, co gdzie na nim jest. Apple wreszcie rozwiązał ten organizacyjny problem. Po pierwsze, w nowym Shuffle możemy tworzyć własne playslisty (np. „do pracy“, „do autobusu“, „na siłownię“).
Jednak same playlisty to jeszcze nic. Dzięki Voice Over (funkcję uruchamiamy przytrzymując dłużej środkowy przycisk pilota) w każdej chwili dowiemy się, jakiej piosenki słuchamy. Po prostu iPod sam nam powie tytuł i wykonawcę utworu, nie przerywając jego odtwarzania.
W zależności od tego, z jakim komputerem zsynchronizujemy iPoda , usłyszymy głos Alexa (dla Maców) lub nieco bardziej sztuczny głos anonimowej pani (w przypadku pecetów z systemem Windows). Co ciekawe, Shuffle sam rozpozna w jakim języku ma wypowiedzieć tytuł. Angielskie piosenki – po angielsku, polskie nazwy – po polsku (zachwyciłam się, gdy bez żadnego przejęzyczenia i seplenienia głos Shuffle' a wyszeptał mi „Inżynierowie z petrobudowy“; naprawdę – respect!). Przy uruchamianiu funkcji Voice Over znów musiałam się wczuć, co dla Shuffle znaczy długie przyciśnięcie i jeszcze dłuższe , uruchamiające odczytywanie playlisty. Jednak po 2-3 dniach używania apple’owskiej nowinki doceniłam (dokładnie stało się to na rowerze), że mogę przeszukiwać zawartość pamięci bez patrzenia na wyświetlacz, a jedynie wsłuchując się w podszepty Alexa.
No i na koniec może najważniejsze - muzyka z Shuffle brzmi doskonale. Dźwięk jest głęboki i soczysty. Aż trudno uwierzyć, że wyprodukowało go takie maleństwo.
Reasumując - jeśli potrzebny nam mały, drugi odtwarzacz (prócz posiadanego rozbudowanego urządzenia) na siłownię lub rower lub też zależy nam po prostu na posiadaniu przy sobie muzyki i kropka, wówczas Shuffle spełni nasze oczekiwania. Jeśli jednak chcemy czegoś więcej, a gadżet miałby być naszym jedynym odtwarzaczem, to raczej nas nie usatysfakcjonuje.
Cena mini cacka to 379,01 zł.