Navibot Samsunga ma być przełomem w czyszczeniu domu. W końcu nie trzeba łazić z odkurzaczem po całym mieszkaniu. Mały robot jeździ sam, czyści cały dom, a do tego jeszcze, gdy brakuje mu energii, to pędzi do stacji ładującej - po prostu rzeczywistość znana z filmów SF.

Reklama

Odkurzacz wykorzystuje czujnik GPS i własny komputer, by najpierw stworzyć mapę naszego domu, a potem, wykorzystując, jak zapewniają inżynierowie Samsunga, "optymalną ścieżkę sprzątania". Można ustawić go w trybie czyszczenia jednego, małego obszaru, czy też wprowadzić w tryb automatyczny. Można też sterować urządzeniem używając pilota, ale jest to mało wygodne.

By nie spadł ze schodów Samsung wyposażył Navibota w dwa ciekawe patenty - jeden to czujnik pochylenia, a drugi to laserowy płot. Pierwszy wyłącza napęd, w momencie gdy odkryje, że odkurzacz nie jest w pionie. Z kolei laserowy czujnik tworzy barierę, od której odkurzacz się odbije.

Brzmi ciekawie? Niestety urządzenie ma wady. Po pierwsze, z racji rozmiarów, nie jest w stanie wjechać do kąta. Po drugie, przez czujnik przechyłu możemy zapomnieć o używaniu go w mieszkaniu z wysokimi progami, czy dywanami. Po trzecie, by robocik nie obijał się od krzeseł, czy stolików, meble trzeba poprzestawiać.

No i najważniejsza wada - jako, że urządzeniu , z racji wymiarów, brakuje porządnej siły ciągu, jak w normalnych odkurzaczach, to nie ma co liczyć na dokładne sprzątnięcie sierści maine coona, czy też mocno zabrudzonych dywanów. Do tego jeszcze dochodzi wysoka cena - około 1600 złotych.

Jeśli jednak nasze mieszkanie nie jest mocno brudne, nie ma w nim zwierząt ani grubych dywanów, a do tego chcemy zaskoczyć znajomych, to Navibot jest ciekawym pomysłem na zaprowadzenie porządku. Zwłaszcza, że wystarczy tylko regularnie opróżniać pojemnik na śmieci, by mieć czyste "m".