Pierwsze wrażenia? TX-P65VT30 jest ciężki. Pudło waży 80 kilogramów, a sam sprzęt to 63 kilo żywej wagi. Nic dziwnego, plazma jest zwykle cięższa od LCD, do tego same wymiary telewizora budzą szacunek - przekątna ekranu ma 65 cali. Stylistyka jest nienaganna. Idealnie płaski przód, ramki zlewające się z ekranem i takie umocowanie na podstawie, że zakryte są dwie stopki utrzymujące bestię na pozycji.
Z przodu znajdziemy, zlany z listwą, przycisk zasilania. Klawisze służące zwiększeniu głośności, czy zmianie kanałów są z prawej strony telewizora, a wejścia ukryto po lewej stronie. Do dyspozycji mamy porty HDMI, gniazda USB, złącze LAN, wejścia kompozytowe, slot kart pamięci, czy też wejścia euro.
Pierwsze włączenie i coś, co bardzo mi się nie podoba - nie ma automatycznego przełączenia na aktywne źródło sygnału, trzeba więc zrobić to ręcznie. A szkoda, bo taka opcja bardzo by się przydała. To jednak tylko drobna niedogodność.
Najważniejszą funkcją każdego telewizora jest wyświetlanie obrazu, a Panasonic spisuje się idealnie. Jak przystało na flagowy model plazmy, czerń jest idealnie czarna. Wszystkie LCD zarówno Full LED, jak też CCFL, mogą tylko stać z daleka i zazdrościć możliwościom japońskiego wynalazku. Do dyspozycji mamy kilka trybów pracy, od sportowego przez dynamiczny. Kolory możemy ustawić też sami, jednak "presety" Panasonica sprawdzają się idealnie. Kolory są żywe, nie ma mowy o żadnym smużeniu zarówno w grach jak i filmach. Dźwięk jest w porządku, choć od dwóch sześciowatowych głośników i dziesięciowatowego woofera trudno wymagać czegoś ekstra. Ten telewizor wprost błaga o porządne kino domowe.
Panasonic postanowił też zamontować coś, co może wzbudzać kontrowersje, czyli tryb zamiany obrazu 2D na trójwymiarowy. Niestety, choć spece od marketingu zarzekają się, że to działa zawsze i jest rewelacyjne, to jednak codzienne użycie weryfikuje te szumne zapowiedzi. Nawet oglądając katastroficzny "2012" z HBO HD w trybie konwersji, trójwymiar czuć bardzo słabo, choć wrażenia są lepsze, niż w normalnym trybie.
W zestawie dostajemy tylko dwie pary okularów, co, w przypadku licznej rodziny może być problemem. Jako, że są to aktywne szkła, więc koszt dokupienia kilku par sprawia, że portfel będzie znacznie uboższy. Sprzęt jest też przystosowany do odbioru telewizji cyfrowej.
Ciekawą funkcją jest wbudowana nagrywarka - wystarczy podłączyć kartę SD, by zapisać film, czy program. Oczywiście, jeśli sygnał był kodowany, to nagranie obejrzymy tylko na tym telewizorze. Ma to chronić przed piractwem.
TX-P65VT30 byłby sprzętem idealnym, gdyby nie jedna sprawa - cena. Flagowy model Panasonica kosztuje ponad 17 tysięcy złotych. Tak więc model ten nadaje się tylko dla najbogatszych. Na szczęście są też tańsze plazmy w ofercie. I, jak zapewniają przedstawiciele firmy, choć nie mają kilku możliwości, które oferuje ten model, to jednak technologia obrazu jest ta sama.