Rosjanie chętniej przypną mu medal, niż przyprą go do muru – głosi obiegowe powiedzonko pracowników Departamentu Sprawiedliwości USA. Jego bohaterem jest Jewgienij Bogaczew. 33-letni haker, który od dekady zadaje najboleśniejsze ciosy USA, a ostatnio pobił kolejny rekord – za informacje pozwalające go schwytać FBI oferuje 3 mln dol. Takiej nagrody nie wyznaczono dotychczas za żadnego cyberprzestępcę.
Trzy dekady temu Kevin Mitnick był tajemniczym przestępcą, którego trzeba było namierzać za pomocą wozów pelengacyjnych, a śledczy do momentu aresztowania nie wiedzieli, kogo dopadną w mieszkaniu, do którego wkroczą. Dwie dekady temu do środowisk hakerów trzeba było już przenikać: namierzanie bandytów takich jak Max Butler – znany jako "Iceman" – wymagało nawet wieloletniej pracy operacyjnej na forach internetowych dla żyjących "poza systemem" programistów.
Bogaczew z niczym się nie kryje. Na zdjęciach z portali społecznościowych można obejrzeć ostrzyżonego na łyso, nieco zwalistego – bardziej ze względu na zaczątki otyłości niż muskulaturę – 30-latka. Mieszka przy ul. Lermontowa w czarnomorskim kurorcie Anapa w Kraju Krasnodarskim, pod numerem 120, gdzie mieści się nowoczesny apartamentowiec z mieszkaniami wartymi w przeliczeniu po milion złotych. Sama 60-tysięczna Anapa wydaje się być rajem, w którym trudno byłoby zniknąć – miejscowość ma charakter uzdrowiska, w niewielkiej odległości od Krymu i Morza Azowskiego. Letnicy, zwłaszcza ci nieco lepiej sytuowani, lubią tu przyjeżdżać.
Reklama
Haker wpasowuje się w ten klimat idealnie. Sąsiedzi z Lermontowa wspominają, że kilka lat temu jeździł kilkuletnim volvo z reklamą "Naprawa komputerów" na zderzaku. Agenci FBI twierdzą, że dziś preferuje jeepa grand cherokee, ale to wciąż nie jest w Anapie szczególny luksus. Podobno ma jacht i lubi się nim zapuszczać – od trzech lat – w okolice Krymu. Na zdjęciach Bogaczew demonstruje przed obiektywem pręgowanego kota (sam zresztą jest ubrany w „lamparcią” piżamę), ale w zasadzie bliżej mu do wielkomiejskiego specjalisty niż Blofelda z filmów z Jamesem Bondem. Narzeka, że brakuje mu czasu na rodzinę, mieszka z żoną i – prawdopodobnie – dwójką dzieci. Starsza, dziewczynka, może mieć dziś ok. 12 lat.
Oczywiście jest coś więcej. Bogaczew ma też apartament w Moskwie, może też posiadać mieszkania w całej Europie – ze szczególnym wskazaniem na Francję. Wtajemniczeni twierdzą, że jeszcze kilka lat temu, gdy ruszał z Rosji na wakacje, nie musiał jechać własnym autem ani korzystać na miejscu z wynajętych wozów. Siatka, którą kierował, licząca przynajmniej kilku najbliższych współpracowników plus niedookreśloną grupę współpracowników i słupów, posiadała tyle aut, że dało się wylądować w dowolnym miejscu na kontynencie i korzystać z „firmowego” wozu. Podróże takie miał ułatwiać fakt, że Bogaczew posiadał trzy paszporty – na rozmaite tożsamości, rzecz jasna.
No i rodacy stali za nim murem. – Cóż za utalentowany facet – zachwycał się 23-letni Michaił, sąsiad Bogaczewa z apartamentowca na Lermontowa, gdy reporterzy „Daily Telegraph” pokazali mu zdjęcia hakera i powiedzieli, że spustoszył on konta bankowe setek amerykańskich firm oraz zablokował dziesiątki tysięcy prywatnych komputerów po obu stronach Atlantyku. – Siedząc za biurkiem w domu, włamał się do obozu naszych wrogów – skwitował. – Ale gość – dorzucał taksówkarz Wazgen. – Sądząc po tym, co Amerykanie robią innym, zrobił im coś, co im na dobre wyjdzie – ucinał. W tamtym czasie konflikt o Krym znajdował się w apogeum.