Na 31 państw europejskich w 16 sieci komórkowe czwartej generacji w ponad 50 proc. zostały zbudowane z wykorzystaniem sprzętu chińskich dostawców – przede wszystkim Huaweia, choć niektórzy operatorzy współpracują też z ZTE. To estymacje duńskiej firmy Strand Consult, która przeanalizowała infrastrukturę sieci 4G u 102 operatorów obsługujących w sumie 673 mln użytkowników telefonów komórkowych.
Stuprocentowy udział chińskiego sprzętu jest w Belgii, na Cyprze i Wyspach Owczych. W Polsce jest to 60 proc. – przy czym w sieci 4G Plusa Huaweia nie ma wcale, w sieciach Orange i T-Mobile jego udział Strand ocenia na 70 proc., a w Playu – na 90 proc. (udział w proc. jest obliczony według liczby abonentów podłączonych do sieci zbudowanej ze sprzętu danego dostawcy). W Niemczech udział chińskich dostawców wynosi 57 proc., na Węgrzech 55 proc., w Wielkiej Brytanii 40 proc., a we Francji 25 proc. Najmniej – 6 proc. – chińskiego sprzętu stosuje Słowacja (dostawcą jest tam ZTE).
Analiza skupia się na sieci 4G, bo będzie ona bazą do budowy połączeń piątej generacji. Dotyczy radiowej części sieci, bo – jak wyjaśnia Strand – co do jej rdzenia w Europie panuje konsens, że dostawcy powiązani z chińskim rządem nie powinni go obsługiwać.
Reklama
Dyskusje o ewentualnym wykluczeniu Huaweia z budowy radiowej części sieci piątej generacji toczą się od wielu miesięcy – nie tylko na Starym Kontynencie. Najzagorzalszym oponentem chińskiej firmy technologicznej są Stany Zjednoczone. W maju ub.r. koncern z Shenzhen trafił tam na czarną listę, co oznacza, że amerykańskie przedsiębiorstwa nie mogą mu sprzedawać swoich produktów ani technologii – chodzi m.in. o półprzewodniki do produkcji sprzętu 5G – bez zgody Departamentu Handlu. Po roku restrykcje zostały zaostrzone i teraz licencji wymaga też sprzedaż elementów, które powstały przy użyciu amerykańskiej technologii, nawet jeśli nie wyprodukowano ich w USA. Ponadto 30 czerwca Federalna Komisja Komunikacji (FCC) formalnie uznała Huaweia i ZTE za podmioty stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
To wszystko wpływa na postawę sojuszników Waszyngtonu. Kurs wobec chińskich firm zaostrza np. Wielka Brytania, która jeszcze na początku br. dała Huaweiowi zielone światło. Premier Boris Johnson po deklaracji FCC powiedział dziennikarzom, że chce, aby "krytyczna infrastruktura krajowa" była chroniona przed dostawcami z wrogo nastawionych państw. W kolejnych dniach brytyjskie media wyrażały zaś przypuszczenia, że Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cybernetycznego (NCSC) może wkrótce orzec, iż w zmienionej sytuacji Huaweia należy wykluczyć z budowy 5G.
Francja tak daleko nie idzie, ale szef agencji cyberbezpieczeństwa Guillaume Poupard powiedział dziennikowi "Les Echos", że operatorów, którzy nie korzystają ze sprzętu Huaweia, "zachęcamy, aby go nie wybierali".
Biuro prasowe Ministerstwa Cyfryzacji nie odpowiedziało nam wczoraj, jak nowe restrykcje amerykańskie wpłyną na nasze regulacje dot. cyberbezpieczeństwa sieci 5G. Niedawno wydane w tej sprawie rozporządzenie żadnej firmy ani kraju nie wyklucza – ale nie zamyka też tematu, bo regulatorzy pracują nad kolejnymi aktami prawnymi. W przygotowaniu są też warunki bezpieczeństwa związane z rozdysponowaniem częstotliwości na nową sieć.
Wykluczenie Huaweia z budowy 5G oznaczałoby konieczność wymiany istniejącego sprzętu 4G. Koszt tej operacji dla 31 państw kontynentu Strand szacuje na 3,5 mld dol. I podkreśla, że nie jest to kwota zawrotna – w przeliczeniu na abonenta oznacza jednorazowo kilka dolarów. Ponadto eksperci ze Strand uważają, że 70–80 proc. istniejącego sprzętu i tak trzeba by wkrótce wymienić.
W innym tonie o kosztach wyrugowania chińskiego giganta mówi raport, który w Oxford Economics zamówił sam Huawei. Wynika z niego, że koszty wprowadzania 5G bez tego dostawcy Europa będzie ponosiła przez wiele lat. Dlaczego? Autorzy analizy pt. "Ograniczanie konkurencji wśród dostawców sprzętu sieciowego 5G w całej Europie" wyjaśniają, że wyeliminowanie z rynku największego gracza podniosłoby koszty inwestycji i opóźniło wdrożenie 5G.
Według umiarkowanego scenariusza budowa 5G bez Huaweia miałaby europejskie telekomy kosztować dodatkowo 3 mld euro rocznie przez 10 lat – czyli prawie o jedną piątą zwiększyć nakłady na nową sieć. To koszt dla 27 państw Unii Europejskiej oraz Wielkiej Brytanii, Norwegii, Szwajcarii i Islandii. Na Polskę przypada z tej sumy 120 mln euro rocznie. Optymistyczny scenariusz to 1,4 mld euro wydatków dla 31 państw, a pesymistyczny – 4,5 mld euro.
Argument wzrostu kosztów i spowolnienia prac podnoszą też operatorzy telekomunikacyjni. Zwracają uwagę, że konkurencja w branży dostawców ogranicza się do kilku firm. Dlatego gdy w czerwcu szef Deutsche Telekom Timotheus Höttges (w Polsce należy do tej firmy T-Mobile) deklarował chęć współpracy z Huaweiem w 5G, uzasadniał, że wykluczenie zmniejszyłoby elastyczność telekomu. Z kolei w styczniu, gdy Wielka Brytania ogłosiła, że dopuści Huaweia do budowy nowej sieci i ustaliła dopuszczalny próg udziału sprzętu tej firmy na 35 proc. (co chiński koncern przyjął z zadowoleniem), telekomy były zaniepokojone, a spółka BT podała, że spełnienie tych wymagań będzie ją kosztowało ok. 0,5 mld funtów.
Raport Oxford Economics podkreśla rolę infrastruktury cyfrowej i szybszej, pojemniejszej sieci 5G dla rozwoju gospodarki i przewiduje, że opóźnienie wdrożenia nowej technologii niekorzystnie odbije się na dochodach państw. Szacowane uszczuplenie PKB krajów europejskich do 2035 r. skumuluje się do kwoty 40 mld euro, z czego 1 mld to uszczerbek, jaki mamy ponieść w Polsce.