Według Schustera, MSZ wydaje teraz na serwisowanie swojego sprzętu zdecydowanie mniej. "Choć mamy ministerialne komputery w najdalszych częściach globu, na każdy komputer wydajemy tysiąc euro rocznie. W innych ministerstwach ten koszt jest trzykrotnie większy".

Największe problemy z przechodzeniem placówek zagranicznych mają w Azji, gdzie trzeba wynajmować miejscowych specjalistów od IT. Ponoć jest to tylko kwestia języka, a w szczególności fontów w Open Office.

Reklama

Według Schustera, największym problemem byli niemieccy informatycy zatrudnieni w centrali. Trochę to dziwne, ale dyplomata twierdzi, że "bali się, bo nie znali środowiska linuksowego (...) i trzeba było ich szybko przeszkolić w obsłudze serwerów i konfiguracji Apache".

Polskie placówki zagraniczne w większości przypadków pracują na sprzęcie kupowanym na lokalnym dla siebie rynku. Oprogramowanie (poza programem księgującym FKWin, napisanym specjalnie dla MSZ) pochodzi z Microsoftu.