Gural, Rafonix, Rafatus, Daniel Magical. To patostreamerzy, gwiazdy naszej internetowej rzeczywistości. Skrajnie wulgarni, epatujący przemocą, pokazujący swoją patologiczną codzienność. Nie ma realnej siły, która byłaby w stanie przeciwstawić się temu zjawisku. Platformy internetowe zarabiają bowiem na nich ciężkie pieniądze.
Kodeks karny bezsilny wobec Gurala
„Co się stało z tym YouTube’em? Gdzie ten YT, który znałem i kochałem”, zastanawiał się na wrzuconym w kwietniu do sieci filmie IsAmUxPompa, czyli Szymon Kasprzyk, popularny vloger (ponad 1,8 mln subskrybentów na YouTubie). Narzekał, że platforma nie jest już przestrzenią, w której przebywanie i tworzenie przynoszą satysfakcję i radość. Wszystko przez patostreamerów zabagniających to miejsce. On sam i jego koledzy też nie byli grzecznymi chłopcami, nieco szaleli, przeklinali na wizji, ale to, co się teraz porobiło...
Co się porobiło, wiadomo. Sprawa stała się głośna, kiedy 18 marca znany youtuber Sylwester Wardęga zamieścił film opowiadający o wyczynach niejakiego Gurala – dwudziestoparolatka, który szalejąc na swoim kanale od miesięcy, robił podłe rzeczy. Ludzi najbardziej wzburzyło nakłanianie nastolatek – 12–13-letnich dziewczynek – do tego, aby obnażały się przed kamerą. Działo się to tak: Gural łączył się z portalem Omegle, będącym czymś w rodzaju biura randkowego dla małolatów, gdzie losuje się przypadkowe pary, które mogą ze sobą pogadać na żywo za pośrednictwem wideo chatu. Kiedy już tam się znalazł, atakował przypadkowe ofiary, zachęcając do obnażania się. Dziewczyny, które tego nie chciały zrobić, wyzywał, groził im, życzył śmierci i przepowiadał najgorsze wypadki. Ale kiedy trafił na młodszą i słabszą psychicznie osobę, był w stanie doprowadzić do tego, że ulegała. Zapewniał przy tym dziewczynki, że ich rozmowa odbywa się w cztery oczy, podczas gdy oglądało ją na żywo wiele osób.
Gdy sprawa Gurala stała się głośna, zareagowały organy ścigania: poznańska policja zatrzymała vlogera. Ale wyszedł na wolność tego samego dnia. Choć niektóre media – w tym telewizja publiczna – doniosły, że zostały mu przedstawione zarzuty dotyczące propagowania mowy nienawiści, to ani prokuratura, ani sąd nie znalazły powodów, aby go aresztować. Pewnie dlatego, jak domyśla się youtuber Krzysztof Woźniak, z wykształcenia prawnik znany we vlogosferze pod pseudonimem Ator, że według polskich regulacji mowa nienawiści – aby podlegać penalizacji – musi się odbywać na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych albo wyznaniowych. Wówczas podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch (art. 256 k.k.). Tymczasem Gural nie nienawidził z powodów tożsamościowych, tylko dla sportu. Można w jego filmach znaleźć takie motywy, jak niechęć do osób nieheteroseksualnych – obelgi typu „ty pedale” m.in. w odniesieniu do innego vlogera, Gracjana Roztockiego, ale to nie jest w prosty sposób ujęte w przepisach, więc minie zapewne wiele czasu, zanim dowiemy się – jeśli w ogóle – czy doszło do przestępstwa.
Jednak Gural ma na koncie jeszcze inne występki niż te, które dotyczą seksualnej sfery życia. Zanim się rozzuchwalił na tyle, aby zachęcać dziewczynki do obnażania się przed kamerą (co można by podciągnąć pod rozpowszechnianie pornografii – art. 202 k.k., czyn zagrożony karą do 12 lat pozbawienia wolności), robił inne naganne rzeczy. Swoją pozycję na YT zdobył, siejąc przemoc. Zwoływał na przykład swoich followersów, aby robili „rajdy” na konta innych streamerów. Negatywne, bo można także zrobić pozytywny wjazd na stream innego „nadawacza”, prosząc swoją publiczność, aby nagrodziła jego twórczość lajkami, czyli oznakami sympatii. Ale Gural „rajdował” po to, by zniszczyć innych. Kiedy wybuchła awantura z jego udziałem, vloger zniknął. Ostatnie ślady na YT prowadzące do jego osoby to film, w którym ni to przyznaje się do winy (że trochę przegiął), ni to skarży się na niesprawiedliwość tego świata, bo przecież nie był ani pierwszym, ani jedynym, który robił takie rzeczy.