"Wskutek masowego ataku hakerskiego strony MSZ i szeregu innych państwowych organów tymczasowo nie działają. Nasi specjaliści pracują nad przywróceniem działania systemów" - napisał Nikołenko na Twitterze. "Jest za wcześnie, by wyciągać wnioski, ale mamy długą historię rosyjskich ataków wobec Ukrainy" - podkreślił Nikołenko, pytany o to, kto może stać za atakiem. Jego wypowiedź cytuje agencja Reutera.

Reklama

"Nie doszło do wycieku danych"

Jak podaje Interfax-Ukraina, zaatakowano strony MSZ, ministerstwa oświaty, państwowej służby ds. sytuacji nadzwyczajnych, rządu, ministerstwa energetyki, a także rządową aplikację Dija, która umożliwia posługiwanie się dokumentami w formie cyfrowej i korzystanie z niektórych usług państwowych. Cyberpolicja wszczęła w sprawie śledztwo. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przekazała, że na głównej stronie zaatakowanych serwisów pojawiały się komunikaty "o prowokacyjnym charakterze". "Przy tym zawartość stron nie została zmieniona, a według naszych informacji nie doszło do wycieku danych osobowych" - dodano.

Po wejściu na stronę MSZ pojawiał się komunikat w trzech wersjach językowych: po ukraińsku, rosyjsku i po polsku - informuje Interfax-Ukraina. Napisano w nim: "Ukrainiec! Wszystkie twoje dane osobowe zostały przesłane do wspólnej sieci. Wszystkie dane na komputerze są niszczone, nie można ich odzyskać. Wszystkie informacje o tobie stały się publiczne, bój się i czekaj na najgorsze. To za twoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Za Wołyń, za OUN UPA, Galicję, Polesie i za tereny historyczne". Obecnie strona nie otwiera się.

SBU zaznaczyła, że zawieszono działanie części zasobów państwowych, by zapobiec rozprzestrzenianiu się ataku i zlokalizować problem techniczny. Podkreślono, że znaczna część zasobów już jest dostępna, reszta zacznie działać "w najbliższym czasie".