Limitless od Xtorm odchodzi od tradycyjnego wzornictwa produktów holenderskiej firmy. Tym razem urządzenie nie jest biało – szare. By odróżnić powerbanka od innych swoich produktów, Holendrzy zdecydowali się na czarną pokrywę z pomarańczowymi bokami. Z jednej strony urządzenia znajdziemy przycisk pokazujący, ile jeszcze energii zostało – po jego wciśnięciu zapalają się 4 diody na górze powerbanka. Z drugiej zaś strony mamy guzik włączający latarkę LED. Daje ona całkiem porządne źródło światła, które w sytuacji podbramkowej może ocalić nam życie.
Dioda, razem z dwoma portami USB i gniazdem ładowania MicroUSB ukryta jest w górnej części powerbanku pod specjalną klapką. Przykrywka jest szczelna, dzięki czemu urządzenie ma najwyższy rating odporności na wodę - IP68. Bez problemu można się więc z nim przeprawić przez rzekę, czy pływać kajakiem. Do tego Storm jest odporny na uderzenia - nie musimy się więc martwić podczas górskich wędrówek, że zawadzimy kieszenią, czy plecakiem o skałę i powerbank nadawać się będzie tylko do wyrzucenia. I tak, to działa - można nim rzucać, topić go (byle w słodkiej wodzie), uderzać nim o kamienie, a on dalej będzie działał.
Jeśli chodzi o pojemność i czas ładowania - mimo, że powerbank Xtorm nie jest oficjalnie certyfikowany jako "quick charge", to potrafił naładować mój S8 w zaledwie 10 minut dłużej od oryginalnej ładowarki. Co do pojemności, no cóż, nie ma urządzenia tego typu, które daje nam tyle prądu, ile obiecują reklamy. Sprawność urządzenia to około 75 proc., czyli 7500 mAh co jest bardzo dobrym wynikiem.
Podsumowując, jeśli wybieracie się w góry albo nad wodę i będziecie z dala od źródła ładowania przez długie godziny, a boicie się, że standardowy powerbank nie przeżyje sportowych wyzwań, to Limitless od Xtorm jest dla was. Niestety, ze względu na jego odporności, trzeba za niego zapłacić więcej, niż za tradycyjne powerbanki – kosztuje bowiem 89 euro.