Razer Naga Pro mocno się nie zmieniła od czasów Nagi Trinity - dalej mamy profilowane kształty, dopasowane do praworęcznych graczy, a z lewej strony gryzonia dostajemy wymienną, magnetyczną ściankę. Możemy zostać przy klasycznym, 12-przyciskowym wyglądzie, wymienić ją na zwykłe dwa przyciski, albo skorzystać z trzeciej, przeznaczonej dla wielbicieli MOBA czy gier typu Fortnite. Tu największa zmiana w porównaniu z ogonkową Trinity - tamta miała 6 przycisków, umieszczonych na obwodzie koła, tu mamy dwa rzędy po trzy przyciski.
Na grzbiecie mamy też tradycyjne, podświetlane logo, klawisze do zmiany rozdzielczości oraz kółko myszy. Pod spodem znajdziemy przełącznik profili oraz przycisk, pozwalający nam wybrać tryb łączności - albo specjalny Hyperspeed Razera, albo zwykłe BT. Razer bowiem chwali się, że dzięki specjalnemu trybowi łączności bezprzewodowej, udało się zredukować opóźnienia w komunikacji myszy z grą. Czy to działa? Tu trzeba zawierzyć marketingowi firmy z Singapuru, korzystałem bowiem zarówno z trybu BT, jak i Hyperspeed i żadnej różnicy nie zauważyłem. W obu trybach łączności Naga działa równie szybko i nie ma opóźnień. No, ale "hiperprędkość" lepiej brzmi w materiałach marketingowych.
Razer podobnie chwali się swoją technologią, w której wykonano przyciski. W tradycyjnych myszach zastosowano bowiem przełączniki, wymagające fizycznego kontaktu. To - jak twierdzi Razer - sprawia, że pojawia się korozja, wzrasta opóźnienie w przekazywaniu informacji o wciśnięciu klawiszy, czy też w końcu przyciski się wypaczają, co prowadzi do niechcianych kontaktów. Tu mamy przełączniki optyczne, które fizycznego kontaktu nie potrzebują - informacje są bowiem przesyłane wiązką podczerwieni, a sama reakcja klik trwa zaledwie 0,2 milisekundy. Fakt, opóźnień nie ma. Ale, by być obiektywnym, to w żadnej bezprzewodowej myszy dla graczy z najwyższej półki różnych producentów, z takimi opóźnieniami, które da się zaobserwować gołym okiem, nie zauważyłem. Razer zapewnia też, że ich technologia sprawia, że przyciski są w stanie wytrzymać aż 70 milionów klików.
Trzeba natomiast przyznać, że Razer stworzył mysz z bardzo dobrą baterią. Godzina korzystania z gryzonia "zjada" około 1 proc. baterii, możemy więc grać i grać bez ładowania. Samo napełnienie gryzonia prądem trwa około 2 godzin, a w trakcie ładowania można grać. I tu mój największy zarzut do Nagi Pro - po pierwsze, wykorzystuje gniazdo microUSB, a nie USB-C, po drugie, mimo standardowego wtyku, mysz zrobiona jest w taki sposób, że jedynie kabel Razera da się wcisnąć w otwór prowadzący do portu, by korzystać z niej w czasie ładowania To jest antykonsumenckie i takich rzeczy być nie powinno. To nie pierwszy raz, kiedy Razer stosuje podobne podejście w swojej bezprzewodowej myszy i wreszcie firma powinna swoje podejście zmienić. Inaczej, jeśli coś stanie się z kablem, będziemy mieli problemy.
Jeśli chodzi o ślizganie się myszy po podkładce, to chodzi wolniej niż np Basilisk v2, jednak mimo oporu przy przesuwaniu, Naga Pro chodzi płynnie i nie sprawia żadnych problemów w grach. Wynika to z tego, że gryzoń przeznaczony jest do strategii czy RPG, które nie wymagają tak szybkiego ślizgania jak myszy do FPS. Naga nie ma żadnych problemów z precyzją, do tego sensor pozwala nam zwiększyć DPI aż do 20 tysięcy, co docenią gracze zawodowi, bo zwykli będą mieli problemy z opanowaniem kursora, przy tej rozdzielczości. Częstotliwość próbkowania to zaledwie 1000, jednak nie było żadnych problemów przy tych wartościach.
Jeśli chodzi o oprogramowanie, to Naga Pro korzysta z Synapse, które pozwala ustawić progi DPI, przyporządkować odpowiednie funkcje 20 przyciskom gryzonia (w wersji ze ścianką z 12 klawiszami). Możemy też ustawić podświetlenie, a także skalibrować gryzonia. Naga Pro potrafi bowiem dostosować się automatycznie do rodzaju obsługiwanej podkładki, można też ustawić wysokość, po podniesieniu na którą przestaje działać laser myszy. Oczywiście da się też ustawić odpowiednie kolory podświetlenia oraz tryby pracy przy niskim poziomie baterii czy włączyć tryb oszczędzania energii.
Podsumowując - Naga była zawsze moim ulubionym gryzoniem Razera od momentu, gdy pierwszy model pojawił się na rynku. Ta wersja nie popsuła mojej opinii o tym modelu. Bardzo dobrze leży w dłoni, jest odpowiednio wyważona, te 12 przycisków z boku przydają się w bardziej skomplikowanych grach. Nie ma też żadnych problemów z precyzją. Ta wersja nie jest rewolucją w wyglądzie. Jednak potężna bateria, dająca nam prawie 100 godzin zabawy sprawia, że mamy jeden kabel mniej na biurku, a to już jest coś. A że Razer postanowił ją obudować różnymi marketingowymi, praktycznie niewyczuwalnymi w normalnym użytkowaniu specjalnymi funkcjami? To robią wszyscy producenci, od Logitecha przez Corsaira, można więc to tajwańskiej firmie wybaczyć. Sama mysz będzie niestety poza zasięgiem wielu graczy, ze względu na cenę, która wynosi 170 euro (około 760 złotych). A szkoda, bo dla graczy w MMO czy skomplikowane strategi, to świetne narzędzie i bardzo przyjemnie spędziłem czas, testując tego gryzonia. Jeśli naprawdę chcecie wydać tyle na mysz, to Naga Pro was nie zawiedzie.