Japoński koncern wreszcie wydaje wojnę plątaninie kabli, która zwykle tkwi przy telewizorach. Teraz podłączamy je do ukrytego w kącie w pokoju tunera. Ten przekazuje obraz bezprzewodowo do telewizora. Dzięki temu 11-calowy ekranik, o grubości zaledwie trzech milimetrów, może spokojnie wisieć na ścianie. Niepotrzebny jest też kabel zasilający, bo wynalazek Sony działa na baterie.
Wady? Przede wszystkim rozmiar ekranu. Do tego nie znamy daty premiery bezprzewodowego cudeńka.