Dwa tygodnie temu Japończycy z SoftBanku mogli sobie pogratulować. 1,5 mld dol. zainwestowane w październiku 2013 r. w fińskie studio gier Supercell, w którym powstaje jeden z przebojów ostatnich lat – gra na urządzenia mobilne „Clash of Clans” – zwraca się w błyskawicznym tempie. Pod koniec kwietnia Finowie ogłosili wyniki finansowe za ubiegły rok: start-up miał 1,7 mld dol. przychodów, w tym 565 mln dol. zysku. Według ostrożnych szacunków przebojowa gra przynosi twórcom ok. 2,3 mln dol. wpływów dziennie.
Zwrot z inwestycji wydaje się gwarantowany, tym bardziej że fińska firma z powodzeniem unika pułapek, w jakie wpadły studia Zynga („FarmVille”) czy Rovio („Angry Birds”) – które skoncentrowały się na flagowych produktach, a gdy te zaczęły się graczom nudzić, nie potrafiły wypromować następnych. Supercell ma w zanadrzu kolejne hity: rozwijaną stopniowo „Boom Beach” oraz „Hay Day”. Kilka tygodni temu bez wielkiego szumu udostępniono w Kanadzie kolejny koncept Skandynawów: grę „Smash Land”. Według posiadających 51 proc. udziałów w start-upie Japończyków dzisiaj Supercell może być warta nawet 11 mld dol. Ba, gdyby nie słabe euro, zyski firmy – i zwrot z inwestycji – mogłyby być znacznie wyższe. W branżowych mediach mnożą się spekulacje, czy – a raczej kiedy – SoftBank zdecyduje się wprowadzić fiński start-up na giełdę.
Właśnie dostępny talent
Jeszcze cztery lata temu Finom nie było do śmiechu. Menedżerowie Nokii co prawda oficjalnie podtrzymywali urzędowy optymizm, ale szef firmy Stephen Elop w poufnym e-mailu porównywał sytuację swojej firmy do płonącej platformy wiertnicznej. Koncern zlekceważył modę na smartfony, „wojnie ekosystemów” między iOS (Apple) a Androidem (Google) mógł się jedynie przyglądać, a próby zawierania strategicznych aliansów (z Microsoftem) tylko podsycały złośliwości w sieci. – Odkąd Nokia stała się suką MS i zdradziła nielicznych pozostałych zwolenników, nie ma już nadziei – kwitował jeden z blogerów.
Nadziei nie miało też prawie 25 tys. pracowników Nokii na całym świecie, a przede wszystkim w Finlandii, którzy niemal z dnia na dzień znaleźli się na bruku. Przejęcie działu telefonii mobilnej przez Microsoft pozwoliło zachować posady grupie menedżerów – na pracę w koncernie z Redmond załapał się sam Elop – ale już nie rzeszy wyspecjalizowanych inżynierów, designerów, twórców itp. Nowy pracodawca ogłosił, że na odprawy dla zwalnianych przeznaczy 1,6 mld dol., a w Finlandii uruchomiono program Nokia Bridge – rodzaj wsparcia dla firm zakładanych przez odchodzących pracowników. Ale też spora grupa zwalnianych na otarcie łez dostała po smartfonie. Raczej z niższej półki.
Jednak efektem fali zwolnień w latach 2012–2013 było powstanie fali nowych mikroprzedsiębiorstw. Zwalniani pracownicy Nokii w szybkim tempie zakładali start-upy, przede wszystkim – czemu się trudno dziwić – związane z sektorem mobilnych technologii. – Elopkalipsa to najlepsza rzecz, jaka mogła się przydarzyć sektorowi teleinformatyki w Finlandii – komentował kilka miesięcy temu Mika Boström, ekspert branży i wiceprezes firmy Smarkets. Widać to choćby na branżowych konferencjach, takich jak Slush czy TechCrunch Helsinki. – Slush w 2012 r. było niewielkim spotkaniem, Slush 2013 już większym. Ubiegłoroczna edycja była olbrzymim wydarzeniem, nawet jak na standardy amerykańskie czy brytyjskie – komentował Boström. W pierwszej edycji wzięło udział trzystu uczestników, w trzeciej – liczono ich już w tysiącach.
Dodatkowo w tle tego technologicznego masowego ruszenia trwa także pokoleniowa rewolucja: według badań Juhy Leppänena, analityka instytutu Demos Helsinki, blisko 80 proc. młodych Finów oczekuje od życia i przyszłego pracodawcy nadania ich wysiłkom znaczenia. Praca powinna być po coś, służyć wyższym celom, być pożyteczna. Młodzi Finowie cenią sobie taką użyteczność znacznie wyżej niż wysokie wynagrodzenia czy socjalne benefity, jak np. dłuższe urlopy. Praca w start-upie jest znacznie bardziej pożądana niż intratne stanowisko w korporacji.
– Nokia wyrzuciła parę lat temu grupę wyjątkowo utalentowanych ludzi – kwituje Kasper Suomalainen, współorganizator spotkań branżowych w Helsinkach i prezes studenckiego Aalto Entrepreneurship Society. Według niego ten wysyp talentów to zasługa fińskiego systemu edukacyjnego, w tym mocnej reprezentacji uczelni technicznych. Ale nie mniejsze znaczenie ma wspomniany już wyżej model pracy dla pożytku, dzięki któremu wielu specjalistów z branży decyduje się doradzać za darmo tworzonym przez młodych zapaleńców firmom.
Rezultaty? Wysyp pomysłów, które pokazywano m.in. na ubiegłorocznej konferencji TechCrunch Helsinki. Nagrodzony podczas imprezy pomysł to start-up LeeLuu, twórcy inteligentnego systemu oświetlenia, który pozwala choćby odzyskać poczucie bezpieczeństwa dzieciom obawiającym się ciemności. CMPRSSD to aplikacja pozwalająca na przechwytywanie głosu, np. podczas spotkań firmowych, i przekształcająca nagranie w protokół spotkania. Aalto-Helsinki Bioworks prowadzi badania nad użytecznością bakterii w terapiach. OurNeighborhood.fi tworzy platformę kontaktu między firmami budowlanymi a społecznościami sąsiadującymi z placami budów, co pozwala we wczesnej fazie prac identyfikować i rozwiązywać lokalne spory. A Murikka tworzy aplikacje pozwalające odnaleźć i kupić świeże produkty spożywcze.
Bazar z fińskimi technologiami
W tej dżungli krzyżujących się pomysłów i nowych przedsiębiorstw zaczynają powoli buszować giganci nowych technologii – i nie tylko o SoftBank tu chodzi. Latem ubiegłego roku na zakupy na dalekiej północy Europy wypuściły się też Google i Facebook. Pierwszy z tych koncernów kupił firmę drawElements, skupiającą twórców trójwymiarowej grafiki na urządzenia mobilne. Kupujący nie ujawnili, jaką sumę musieli wyłożyć, ale mowa była prawdopodobnie o sumie ośmiocyfrowej. Wiadomo też, że na wszystkie osiem spółek, które koncern z Mountain View kupił w zeszłym roku w Europie, wydano w sumie 390 mln dol.
Wysłannicy Marka Zuckerberga skusili się na dwie spółki: Moves i Pryte. Zwłaszcza druga z nich przyciągnęła uwagę: nie dość, że działalność spółki – ułatwianie korzystania z aplikacji internetowych za pośrednictwem smartfonów, zwłaszcza w krajach o słabo rozwiniętej infrastrukturze – wpisuje się w sztandarowe cele Facebooka (dostarczenie internetu miliardom ludzi w biednych krajach), to jeszcze start-up został założony przez grupę weteranów przemysłu teleinformatycznego, z Nokią na czele.
A to może być dopiero początek. Koncern FAB kupił już spółkę ONE Nordic, specjalizującą się w usługach dla producentów i dostawców energii. Na liście potencjalnych ofert jest też Jolla – firma, która na bazie rozwijanego jeszcze w Nokii projektu MeeGo stworzyła Sailfish, system operacyjny na smartfony, różniący się od dotychczasowych kluczowym elementem – oparciem się na rozwiązaniach typu open source. – Jeśli 80 proc. świata używa Androida, oznacza to, że wszystkie te firmy i ekosystemy są zasadniczo związane ze strategią jednej spółki – prezentował zalety Sailfish Marc Dillon, przez 11 lat pracownik, jakżeby inaczej, Nokii. Proponowany przez Jolla system operacyjny nie tylko ma większe możliwości ewoluowania, ale też pozwala na korzystanie ze wszystkich aplikacji równocześnie, bez konieczności wchodzenia, a następnie wychodzenia z którejś z nich.
Zamieszania może narobić internetowy bank dla małych przedsiębiorstw Holvi. W tym niewielkim, powoli zdobywającym klientów w całej Europie banku konto zakłada się w kilka minut. Ale mimo tej prostoty w ofercie są nieco bardziej złożone narzędzia do prowadzenia księgowości. Holvi nie pobiera też opłaty za prowadzenie rachunku, a jedynie 90 eurocentów za każdą transakcję. Twórcy Holvi prezentują się jako niezależni potencjalni burzyciele istniejącego systemu bankowego, być może tym należy też tłumaczyć pewną nieufność inwestorów: wyłożyli oni do tej pory niecałe 3 mln dol. na ten pomysł.
Nieco większym powodzeniem (prawie 4 mln dol. inwestycji) cieszy się firma Boomlagoon, potencjalny rywal Supercell i Rovio, założony zresztą przez byłych pracowników tej drugiej firmy – pewnie dlatego, że jego założyciele wcześniej pracowali w zespole, który opracował „Angry Birds”. Kolejny przyszły potentat (12,7 mln dol. zebranego kapitału) to start-up Kiosked. Aplikacja Kiosked pozwala kupić wszystko, co tylko w sieci zobaczymy. Zdjęcia, klipy z YouTube’a, witryny internetowe – program za pomocą systemu rozpoznawania wizualnego lokalizuje potencjalny przedmiot czy markę i kieruje użytkownika do sklepu, w którym można dokonać zakupu. Pod warunkiem że dany producent nawiązał z Kiosked współpracę. Do tego można jeszcze dorzucić bioinformatyczną firmę Mendor (prawie 27 mln dol. kapitału), która zajmuje się rozwijaniem testów poziomu glukozy we krwi oraz aplikacji dla diabetyków.
Na tej samej fali płyną też spółki, które trudno już uznawać za start-upy – jak założona w 2007 r. ZenRobotics, produkująca urządzenia i kreująca technologie, pozwalające zoptymalizować recykling. Firma chwali się, że wyprodukowała system recyklingu, dzięki któremu można by zutylizować 900 mln ton gruzu powstającego na placach budów oraz podczas wyburzania starych pustostanów w całej Europie. Teraz Finowie chcieliby się zmierzyć z kolejnym palącym wyzwaniem: recyklingiem elektrośmieci, których lawinowo przybywa. Brzmi ambitnie, ale ZenRobotics zebrała do tej pory kilkanaście milionów dolarów kapitału inwestorskiego, mniej niż Mendor. – Cóż, inwestorzy w fińskim sektorze czystych technologii mocno się w ostatnich latach sparzyli – przyznaje ekspert Instytutu Badań nad Fińską Gospodarką Antti-Jussi Tahvanainen. Podobnie jak w Niemczech fiński sektor zielonych technologii rozwija się zbyt wolno jak na wymagania funduszy venture.
Koniec złotej ery
Tyle że nie na prywatny kapitał liczą Finowie. Rozkwit start-upów to nie tylko konsekwencja zwolnień w jednej firmie, lecz całej kultury nowych technologii, dosyć konsekwentnie wspieranej przez państwo i uczelnie. Jeszcze w latach 90., jak podkreśla jeden z pionierów fińskiego przemysłu gier wideo, dobiegający dziś czterdziestki prezes firmy Microtask Ville Miettinen, Finowie nie widzieli w nowych technologiach przyszłości. – Większość moich przyjaciół nagabywała mnie, kiedy znajdę sobie prawdziwą pracę, zamiast bawić się z komputerami – wspomina. W szkołach, nawet na uniwersytetach, trudno było znaleźć kurs informatyki czy pomoc dla zakładających nową firmę.
Przez dwie dekady wiele się jednak zmieniło. Najpierw Finowie zachłysnęli się sukcesem Nokii – i tym, że lokalna firma może stać się globalną potęgą. Po upadku Nokii jako realna alternatywa jawił się przypadek Rovio – ba, na fińskim rynku pracy nie brak specjalistów od projektowania gier na telefony, Nokia od 2003 r. intensywnie rozwijała ten dział firmy. Dekadę temu przy Uniwersytecie Aalto (ale też przy Uniwersytecie Helsińskim) zaczęło też działać środowisko ambitnych studentów przedsiębiorców, a cztery lata temu wyrósł z niego inkubator start-upów: Sauna. – Młodzi ludzie nie obawiają się ryzyka. Ale potrzebują udziału inwestorów weteranów i przedsiębiorców, którzy uzupełnią ich zapał doświadczeniem – twierdzi szef Sauny Jaakko Hynynen. Tak też się stało: w zarządzie Sauny możemy znaleźć Riku Asikainena, do tej pory szefa kilkudziesięciu przedsięwzięć typu venture, czy Arturriego Tarjanne, współzałożyciela działającej na globalną skalę firmy Nexit Ventures, wyławiającej najciekawsze start-upy z dziedziny technologii mobilnych i bezprzewodowych.
Sauna to zarówno inicjatywa, w ramach której spotykają się młodzi zapaleńcy, jak i mechanizm, dzięki któremu mogą wypłynąć na szersze wody. Przez ostatnie cztery lata twórcy tego inkubatora organizowali wiele spotkań i konferencji, nie tylko w samej Finlandii, ale też w Rosji, na Łotwie czy w Polsce. Najbardziej obiecujący przedsiębiorcy mogą liczyć na kursy przedsiębiorczości, a wybrane projekty cieszą się organizacyjnym i finansowym wsparciem inkubatora oraz stojącej za nim uczelni. W ciągu czterech ostatnich lat z takiej formy wsparcia skorzystało aż 126 rozmaitych inicjatyw. – Aaltoes, Startup Life, Startup Sauna, Slush – wylicza inicjatywy adresowane do przedsiębiorców Kasper Suomalainen, również zasiadający we władzach Suany. – Fakt, że za wszystkimi tymi przedsięwzięciami stoją studenci, to coś bardzo charakterystycznego dla Finlandii – kwituje.
Jeśli uciec się do rolniczej metafory, to akademicy dali ziemię (również dosłownie: Aalto Startup Garage, w którym narodziły się pomysły takie jak Sauna czy Slush, to 700-metrowy hangar, który uczelnia udostępniła wszystkim fińskim geekom kilka lat temu). Studenci na niej sieją, a uprawą zajmuje się grupa fińskich inwestorów, przedsiębiorców i doradców starszej generacji. – I robią to pro bono – podkreślają twórcy Startup Sauny. Nad fenomenem fińskiego środowiska czuwają też media, dbając o rozgłaszanie najciekawszych inicjatyw.
Koniec końców o los startupowców starają się też dbać władze. Prace z zakresu R&D są bardzo często finansowane publicznymi pieniędzmi, fińskie ministerstwo pracy i gospodarki stworzyło też inny, dobrze oceniany inkubator – Vigo – oparty na wzorcach podpatrzonych w Izraelu i Singapurze, sprowadzających się m.in. do łączenia przedsiębiorców z inwestorami. – A taka inwestycja jest jak stempel aprobaty – mówi Anne Puukko, niegdyś specjalistka w Nokii, teraz współwłaścicielka firmy Feathr.com, która skorzystała z pomocy inkubatora. – Jeśli otwierasz biznes za własne pieniądze, nawet jeśli nieźle ci idzie, ludzie zawsze mogą powiedzieć: jeszcze nikt nie spojrzał na to, co robisz, i nie powiedział, że to dobry pomysł – dodaje.
Być może spece od nowych technologii będą mogli liczyć na jeszcze większe wsparcie. W połowie kwietnia jeden z nich został premierem. Juha Sipila – szef partii Centrum Finlandii – do polityki wszedł późno, mając na koncie miliony zarobione na stanowiskach menedżerskich w firmach obsługujących telefonię komórkową. Do dziś nowy szef rządu dystansuje się od tradycyjnego fińskiego politycznego establishmentu. Do nowej pracy podchodzi jak to menedżer. – Punktem wyjścia będzie wspólny, 10-letni program na rzecz przywrócenia Finlandii wzrostu gospodarczego i konkurencyjności – zastrzegł. W ciągu czterech lat Sipila chce stworzyć 80 tys. miejsc pracy. Jednym z instrumentów, jakie chciałby stworzyć szef rządu w Helsinkach, jest dysponujący 1,5 mld dol. fundusz inwestycyjny zorientowany na rozkręcanie start-upów.
Cóż, jakiś sukces by się Finom rzeczywiście przydał. Renoma kraju ultrakonkurencyjnego, kwitnącej gospodarki to już przeszłość. Eksperci określają tamtejszą gospodarkę jednym słowem: stagnacja. – Złota era Finlandii dobiegła końca – przyznał przed wyborami poprzedni premier Alexander Stubb. Bezrobocie przekroczyło 9 proc., a w niektórych regionach – jak Oulu, niegdyś symbolu sukcesów Nokii i fińskiego cudu gospodarczego – sięga 17 proc. Ale Nokia zamknęła miejscową fabrykę i pozbyła się legendarnych firmowych siedzib w mieście. A wkrótce po niej zrobił to inny duży pracodawca, amerykański koncern Broadcom. Na bruku znalazło się kilka tysięcy ludzi, wśród nich 43-letni Seppo, wcześniej inżynier w Nokii. Dziś Seppo ma inną pracę, dojeżdża do niej... 600 kilometrów. A i tak może się uważać za szczęściarza. – Jeszcze nie jest tak źle, jak w Grecji, ale to tylko kwestia czasu – wieszczy. No chyba że spróbuje założyć start-up.