Adwokaci Dotcoma, który jest obywatelem Niemiec i zmienił nazwisko z Kim Schmitz, zapowiedzieli już, że odwołają się od poniedziałkowej decyzji Wysokiego Trybunału. Potwierdził on wyrok sądu pierwszej instancji z grudnia 2015 roku. Jak pisze agencja AP, po złożeniu apelacji proces przed sądem najwyższym może potrwać kolejny rok lub dwa lata.

Reklama

Sędzia uznał argument Dotcoma, że zgodnie z nowozelandzkim prawem naruszanie przepisów dotyczących własności intelektualnej nie może skutkować ekstradycją. Jednak ocenił też, że w tej sprawie są wystarczające dowody uzasadniające proces w Stanach Zjednoczonych za oszustwo.

To sprawa polityczna. To polityczny wyrok - napisał na Twitterze Dotcom, któremu zarzuca się oszustwa, pranie brudnych pieniędzy i wyłudzanie haraczy. Mówiłem wam, że nie mogą dokonać mojej ekstradycji w sprawie praw autorskich i miałem rację. Co to jest? Szariat? - oburzał się.

Sprawa rozpoczęła się w styczniu 2012 roku, gdy nowozelandzka policja dokonała spektakularnej obławy na posiadłość Dotcoma w Auckland. Niemiec zabarykadował się wówczas w bunkrze.

Dotcom był właścicielem popularnego portalu Megaupload. Po zatrzymaniu Niemca portal zamknięto na wniosek władz USA. Amerykanie domagają się ekstradycji Dotcoma, zarzucając mu, że portal, który odwiedzało do 50 milionów internautów dziennie, w rzeczywistości był przedsięwzięciem pirackim. W USA grozi mu do 20 lat więzienia.

Kim Dotcom wraz ze swymi trzema byłymi współpracownikami są oskarżeni o czerpanie nielegalnych zysków w wysokości 175 milionów dolarów z działalności portalu. Mieli oni narazić właścicieli praw autorskich do muzyki czy filmów na straty przekraczające 0,5 mld dolarów.

Dotcom twierdzi, że jest niewinny i oskarża amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości o próbę zemsty na nim w imieniu potężnych studiów filmowych z Hollywood.