Media społecznościowe, blogi, fora, komunikatory, filmy i gry to świat internautów w wieku 12–15 lat. Ci bardziej lub już zupełnie dorośli (od 16. do 74. roku życia) według Głównego Urzędu Statystycznego najczęściej zajmują się szukaniem informacji ogólnych oraz o produktach i usługach, w tym bardzo często o podróżach, a także czytaniem. Z najnowszego raportu „Społeczeństwo informacyjne 2014” wyłania się obraz nie tylko Polaków coraz bardziej ucyfrowionych – choć wciąż blisko jedna trzecia jest komputerowo wykluczona – ale także bardzo różniących się między sobą sposobami korzystania z wirtualnej rzeczywistości.
Pokolenie AC/BC
– Ogromna i ciężka do zrozumienia – tak Andrzej Garapich, prezes spółki Polskie Badania Internetu, odpowiada na pytanie, jaka jest różnica między młodym a dorosłym polskim internautą. – Ci natural born users, czyli urodzeni już w epoce internetu, stają się coraz większą zagadką dla tych, którzy pamiętają świat bez tego medium. Nie tylko chodzi o to, że używają innych serwisów czy w sieci spędzają więcej czasu. Tu już podstawową różnicą jest to, że na pytanie, które tradycyjnie zadaje się w badaniach: o to, ile razy korzysta się z sieci dziennie, nie potrafią nawet odpowiedzieć. Dla nich jest trudny do rozróżnienia moment wejścia i wyjścia z sieci – tłumaczy Garapich. I dodaje, że nawet najbardziej usieciowiony dorosły nie ma z rozróżnieniem świata online i offline problemu.
Nie bez powodu socjolodzy mówią już nawet o pokoleniach BC i AC, czyli o before computers i after computers, czyli urodzonych przed pojawieniem się komputerów i po. Te różnice doskonale widać w badaniu GUS: młodzi znacznie powszechniej potrafią kopiować, przenosić pliki, korzystać z arkuszy kalkulacyjnych, przenosić pliki między różnymi urządzeniami, tworzyć prezentacje. Ale za to dorośli radzą sobie lepiej z kompresowaniem plików czy zmienianiem ustawień programów – czyli z zadaniami, które musieli się nauczyć wykonywać wtedy, gdy jeszcze pamięć sprzętu, szybkość przetwarzania danych oraz przyjazność interfejsów nie były tak duże jak obecnie.
Smart, mobilnie, konsumencko
Wyraźnie widać również, że tworzy się nowa grupa internautów, którzy z sieci korzystają bardzo aktywnie i wszędzie, gdzie tylko mają mobilny dostęp do sieci. Smartfony służą im nie tylko do dzwonienia, ale też do odbierania poczty, sprawdzania pogody, robienia przelewów w m-bankowości i... oczywiście do zaglądania na uzależniające media społecznościowe. Tak funkcjonuje już co szósty posiadacz smartfona. Znacznie mniejszy jest odsetek aktywnych użytkowników smart TV, bo choć telewizory z dostępem do sieci ma już 14 proc. osób w Polsce, to tak naprawdę z pełni ich możliwości korzysta mniej niż co dwudziesty właściciel.
Za to masowo zakochaliśmy się w zakupach internetowych. 1407 zł – tyle średnio w tym roku wyda na nie polski internauta (według badania firmy PMR). Łącznie uzbiera się tych sprawunków na kwotę ponad 27,3 mld zł, czyli o 15 proc. więcej niż w roku 2013 i blisko połowę więcej niż jeszcze w roku 2010. Jak szacują analitycy, już za 5 lat polski e-commerce ma być wart nawet ponad 50 mld zł.
– Zakupy w sieci naprawdę stały się powszechne. Z naszego raportu wynika, że w Polsce odsetek cyfrowych konsumentów wśród internautów wynosi 62 proc. i jest nawet wyższy niż np. w USA czy Niemczech – twierdzi Maciej Makuszewski, menedżer w zespole marketingu w EY. Choć wyjaśnia, że ci cyfrowi konsumenci to nie tylko osoby, które regularnie kupują w sieci, ale też takie, które poszukują w niej informacji o produktach i usługach.
Z kolei z danych Eurostatu wynika, że 47 proc. użytkowników internetu kupuje online – a skoro internautów w Polsce jest już 18 mln, daje to prawie 8,5 mln klientów. – Tu jednak trzeba dodać dwie kwestie, żeby dobrze zrozumieć nasz rynek i internautów. Po pierwsze, jak piszemy w raporcie „Homo informaticus”, jednym z powodów, dla których w Polsce jest więcej kupujących online niż np. w USA, jest fakt, że u nas nałożyły się na siebie dwa procesy: dynamicznego rozwoju internetu oraz szybszego wzrostu gospodarczego i gonienia Zachodu, jeśli chodzi o poziom i styl życia – dodaje ekspert.
Innymi słowy, przez lata komunizmu nie wykształciły się u nas tak silne tradycje zakupowe jak w krajach kapitalistycznych, więc po zmianach ustrojowych konsumentom łatwiej przyszło wejść w świat cyfrowy.
Jednak, co pokazują dane Gemiusa, jest pod tym względem znaczna różnica między mieszkańcami miast i wsi. Już ponad połowa mieszkańców dużych miast kupuje online, za to wśród mieszkańców wsi na zakupy w wirtualnym świecie chodzi tylko jedna trzecia osób.
E-konsumenci i e-twórcy
Dynamicznie rośnie też liczba konsumentów mediów internetowych. Przybywa czytelników prasy online (szczególnie dzienników, których pochłanianie na e-czytnikach deklaruje już 15 proc. internautów) oraz oglądających internetową telewizję, filmy i inne materiały wideo. Według tegorocznego badania CBOS TV w sieci ogląda niemal co drugi internauta, a radia słucha co trzeci.
Stajemy się też coraz aktywniejsi w publikowaniu stworzonych przez siebie treści w sieci. Z badań CBOS wynika, że co czwarty użytkownik deklaruje, iż zamieszcza w sieci swoje zdjęcia lub filmy. W tym obszarze jednak szczególnie mocno widać różnice między starszymi i młodszymi internautami. Ci ostatni swoją twórczością, jakakolwiek by była, chwalą się znacznie częściej. Według GUS robi tak już co drugi internauta w wieku 12–15 lat. – Między innymi dlatego, że oni też znacznie powszechniej używają serwisów społecznościowych – ocenia Garapich.
Obecnie z serwisów społecznościowych korzysta niemal połowa Polaków, a liczba osób posiadających konto w jakimś serwisie tego typu od 2008 r. wzrosła aż dwukrotnie. Z tym, że wśród najmłodszych internautów przynajmniej jedno konto ma aż 92 proc. osób.
– W dodatku spora część działa w wielu serwisach społecznościowych naraz i do tego bardzo często w takich, które zupełnie nie cieszą się popularnością wśród dorosłych – dodaje ekspert PBI i wymienia np. Ask.fm, Snapchat czy Tumblr.
– W efekcie nawet mocno scyfryzowani dorośli mają problem ze zrozumieniem tego, czego młodzi od sieci i jej usług oczekują. I niestety, ten problem będzie coraz większy – podsumowuje Garapich.