Seks-zabawki znalazły swoje miejsce w pawilonach wystawowych targów CES 2020. Wśród nich są wibratory, odpowiednie pierścienie i inne, tego typu rzeczy. Wszystkie mają odpowiednie aplikacje i są podłączone do sieci. Dlaczego? Nie tylko, by pochwalić się przed znajomymi - niektóre mogą łączyć się z podobnym urządzeniem partnera czy partnerki, w związku na odległość. Inne z kolei zapisują dane o naszym stanie zdrowia, a jeszcze inne mają wbudowane kamerki do streamowania filmów do sieci.
Jak pisze "CNet", te urządzenia wzięli na celownik hakerzy. Nie chodzi tylko o to, by za pomocą kontroli nad aplikacją zmienić ustawienia zabawek. Ich obchodzi znacznie cenniejszy zbiór - dane użytkowników. Część można bowiem sprzedać firmom ubezpieczeniowym czy koncernom medycznym. Inne informacje mogą z kolei posłużyć do szantażowania użytkowników przechwyconymi filmami czy informacjami o tym kiedy i czym bawiliśmy się ostatnio. Nie mówiąc już o takich przypadkach, gdy urządzenie Bluetooth, którego nazwy nie da się zmienić, jest widoczne na telefonach naszych sąsiadów.
Na szczęście, jak pisze portal, najwięksi producenci tego typu gadżetów starają się wziąć cyberbezpieczeństwo na poważnie i instalują odpowiednie blokady, zarówno w sprzęcie, jak i w aplikacji. Eksperci ostrzegają jednak przed małymi firmami, które wprowadzają na rynek nowe produkty, by jak najszybciej na nich zarobić, a oszczędzają na ochronie klientów. Dlatego eksperci radzą, by - jeśli już chcemy korzystać z tego typu gadżetów - to, tworząc konto użytkownika, wybrać całkowicie nowy adres email i nie podawać naszych prawdziwych danych.