Anna Wittenberg: Rząd przedstawił w Sejmie projekt ustawy, która ma ograniczyć dzieciom dostęp do pornografii w internecie. Zakłada on, że rodzic będzie mógł poprosić operatora o narzędzia umożliwiające wprowadzenie takiej blokady. Czy to będzie skuteczne rozwiązanie?

Piotr Mieczkowski: Samo działanie państwa, które ma wspierać rodziców w tym, żeby chronić dzieci przed porno, jest pożądane. Zwłaszcza że tę kwestię reguluje prawo – zgodnie z nim dziecko nie powinno mieć dostępu do takich treści. Ze względu na szkodliwość pornografii dla dzieci warto jednak mieć większe ambicje niż te, które zapisano w projekcie. Wydaje mi się, że ta ustawa realnie prawie nic nie zmieni.

Reklama
Dziś na strony pornograficzne można trafić przez przypadek, na smartfonie mogą je pokazać koledzy w szkole. Czy ten projekt pomoże chronić przed tym moje dziecko?

Uważam, że nie wprowadzi żadnej nowej jakości. Projekt jest otwarty na realizację w różny sposób, zgodnie z możliwościami operatora. Niektórzy będą filtrować ruch przychodzący do użytkownika, ale ten model jest bardzo drogi. Prawdopodobnie sprowadzi się więc do tego, że dostawca internetu będzie udostępniał na żądanie klienta narzędzia kontroli rodzicielskiej.

Reklama
To złe rozwiązanie?

Niektórzy operatorzy robią to od lat i jakaś część świadomych rodziców już z takich aplikacji korzysta. Warto wspomnieć, że mają one zresztą dużo szersze zastosowania niż tylko blokada niektórych stron. Można udostępniać sobie lokalizację dziecka, ograniczyć mu korzystanie z ekranu w jakichś godzinach, ustawić powiadomienia, jakie aplikacje dziecko instaluje. W dodatku takie aplikacje mają antywirus.

CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRYCZNYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>