Kiedy zobaczyłem S6 leżące w pudełku, pierwsze co zrobiłem, to poleciałem do łazienki umyć ręce. W trakcie stwierdziłem, że lepiej wezmę szybki prysznic. Potem założyłem koszulę, krawat i już miałem wciskać się w ślubny garnitur (jedyny jaki mam), kiedy żona krótkim "pogięło cię" wyrwała mnie z amoku. I bardzo dobrze, bo mogło to się źle dla garnituru skończyć. Stan cywilny zmieniłem 15 lat temu i od tego czasu skurczył się on wyraźnie, choć za każdym razem zwracam uwagę paniom w pralni, żeby nie prały go w zbyt gorącej wodzie, czy nie traktowały znowu jakimiś podejrzanymi specyfikami. Jak tak dalej pójdzie, to za parę lat będę musiał sobie sprawić kolejny, a nie cierpię wydawać pieniędzy na coś, czego używam raz, dwa razy do roku. Choć jakiś czas temu wpadłem na pomysł, jak odwlec ten niemiły moment. Inspiracją był dla mnie członek mojej rodziny (nie mogę zdradzić kto, żona by mnie zabiła), który zasiadł za wigilijnym stołem w koszuli, marynarce i... spodniach od dresu! Genialne prawda? Za stołem i tak widać go od pasa w górę, dres jest na gumkę, najadać się można do woli, a z zestawu garniturowego szybciej kurczą się spodnie, więc na marynarce można pojechać kilka lat dłużej.
Z Galaxy S6 taki numer nie przejdzie. Telefon jest tak elegancki, że nie wypada się z nim pokazać mając na sobie ulubiony podkoszulek i krótkie spodenki. Szkło z tyłu, metal z boku, podoba mi się ten iPhone 6. To znaczy Samsung. Zresztą śmieszą mnie te oskarżenia o to, że Koreańczycy stworzyli klon Appla. Specjalnie wziąłem do ręki iPhona kolegi i z całą stanowczością stwierdzam, że nie da się pomylić tych dwóch telefonów. W końcu na jednym jest napisane iPhone, a na drugim jak byk stoi Samsung! Trzeba być chyba ślepym, żeby nie widzieć tak podstawowej różnicy.
W to bardzo eleganckie opakowanie Koreańczycy napchali podzespołów, których z pewnością nie powstydziłby się niejeden laptop. Zabrakło im jedynie miejsca na slot kart pamięci, ale telefon obdarzyli dość hojnie, w 32 GB. I dla pewności, żeby nikt nie zajrzał do środka i nie podrobił ich cudeńka, zamknęli je na cztery spusty, uniemożliwiając tym samym wyjęcie np. baterii. Naiwniacy...
Ekran - pierwsza klasa. Bez zaglądania w specyfikację założę się, że ma jakiś miliard pixeli na centymetr kwadratowy i nieskończoną liczbę kolorów.
Nie wiem też, jakim cudem udało im się tam zmieścić małą lustrzankę. Focus łapie tak szybko, że byłem w stanie zrobić ostre zdjęcia na imprezie kolegi mego syna. A nie ma nic bardziej ruchliwego niż stado rozwrzeszczanych ośmiolatków, łapiących w parku najsłabszego spośród siebie z okrzykiem "Geronimoooo" na ustach. Spróbowałem nawet nagrać z tego film i, dzięki stabilizacji obrazu, udało się. Niestraszne mu są chmury, pomieszczenia czy nawet nocne ciemności.
Lekko zirytowany jego doskonałością, postanowiłem telefon jakoś zawiesić. Najpierw używałem go jako nawigacji w samochodzie, w którym rok temu zepsuła mi się klimatyzacja. Liczyłem na to, że się przegrzeje, ale w przeciwieństwie do mnie, nic takiego się nie stało. Potem postanowiłem pootwierać tak dużo aplikacji, jak tylko się da. Też nic. W akcie desperacji zacząłem przewijać pulpit w lewo i w prawo, ale musiałem się poddać, gdy mój palec odmówił mi posłuszeństwa. Nie zauważyłem nawet najmniejszego przycięcia.
Test dziecka telefon także zaliczył pomyślnie. Tu miał lżej, bo wykorzystałem do niego córkę. Gdy popatrzyłem na syna, jego czarne jak ziemia ręce i koszulkę na której były ślady śniadania, imprezowego tortu, trawy, obiadu z Mcdonalda, truskawek, czekolady (skąd on ją wziął?) i prawdopodobnie wydzieliny wypływającej od czasu do czasu z nosa (w końcu po co komu chusteczki), to pomyślałem, że tego Galaxy S6 zrobić nie mogę. Choć to w końcu tylko telefon. Córka grzecznie umyła ręce, strój galowy jej odpuściłem, a po rozładowaniu baterii do końca z wypiekami na twarzy powiedziała tylko super i poszła spać. Przy okazji baterii - jest przyzwoicie. Dzień bez problemu, dwa przy lekkim użytkowaniu też da radę.
Tworząc ten model Samsungowi przyświecała chyba myśl - zróbmy coś, co będzie po prostu świetnie wyglądało i działało. Tylko tyle i aż tyle. Dali sobie spokój z wymyślaniem tych wszystkich "emejzingów" z wodoodpornościami, czołgoodpornościami, krzywiznami czy wielkimi ekranami. Bo tam zawsze czegoś brakuje. Duży ekran - mała bateria. Odporny na piasek - słaby aparat. Tu wszystko jest takie, jak być powinno. Na najwyższym poziomie.
W zasadzie z tym telefonem jest jeden problem. Używając go, aż chciało by się wykrzyczeć: ludzie, patrzcie jaką mam niesamowitą słuchawkę. I jaki jestem zadowolony! Ale przyznacie sami - trochę nie wypada. A bez tego nikt się raczej nie domyśli.
Za mniej więcej 2,5 tys. zł mógłbym kupić dwa garnitury. Do tego po koszuli i krawacie. Jeden miałbym na Wielkanoc, drugi na Boże Narodzenie. Kusi. Ale życiowe doświadczenie podpowiada mi, żeby trochę poczekać, a na najbliższe święta przyszykować górę ślubnego garnituru i jakiś ładny dres. I dopiero wtedy zerknąć, ile S6 kosztuje. Cierpliwość się opłaca.