Pegasus to trojan stworzony przez izraelską firmę NSO Group. Padają poważne podejrzenia, że posiada go już także nasze CBA. Opozycja grzmi, że to działanie nielegalne, politycy PiS ripostują, że uczciwi obywatele nie mają się czego obawiać, zaś służby unikają odpowiedzi. Program zbiera informacje o lokalizacji celu, historię połączeń, hasła, podgląda pliki. Potrafi podsłuchać połączenia telefoniczne i przechwycić w czasie rzeczywistym rozmowy prowadzone przez Skype’a, WhatsAppa, facebookowego Messengera. Nie wymaga współpracy z operatorem telefonii komórkowej.
Czy to jedyne zagrożenie dla naszej prywatności, którego powinniśmy się obawiać? Nie, bo o wiele większych powodów do zmartwień przysparzamy sobie sami. – Część polityków przedstawia Pegasusa jako zło wcielone – mówi Marcin Maj, ekspert Niebezpiecznika.pl, internetowego serwisu zajmującego się bezpieczeństwem teleinformatycznym. – Ale znacznie gorzej byłoby, gdyby nasze służby jako jedyne nie posiadały tego narzędzia. Pegasus jest elementem kontroli operacyjnej, ale obarczonym wadami. Pierwsza z nich to cena: służby mają możliwość wykupienia licencji na określoną liczbę osób śledzonych. Koszt licencji na 10 osób to ok. 25 mln zł. To już ogranicza możliwość użycia Pegasusa. Tak, można go podrzucić celowi bez jego wiedzy i interakcji, czyli bez klikania w podejrzane linki. Jednak im dłużej takie narzędzie jest na rynku, tym większe prawdopodobieństwo, że producenci systemów mobilnych znajdą sposób, by się przed nim zabezpieczyć – dodaje.
Reklama