Jak niemal każdy geek, który dorobił się w sieci miliardów, Jeffrey Skoll – pierwszy prezes eBay oraz jeden z twórców potęgi aukcyjnego portalu – ma ambicję zerwania z opinią cudownego dziecka internetu i pozostawienia po sobie rzeczy trwałych, których nie zmiecie kolejna komputerowa moda. Bo że nadejdzie, jest więcej niż pewne. Przekonuje o tym los dawnych gigantów internetu: portalu MySpace (News Corp. kupiło go za 850 mln dol., dziś próbuje odsprzedać za ułamek tej sumy) czy Yahoo! (dawno minęły lata świetności, kurczy się liczba użytkowników). Dlatego mieszkający w słonecznej Kalifornii Kanadyjczyk postawił na finansowanie edukacji oraz rozwój niezależnego kina, którym promuje wartości prospołeczne.
Na razie Skoll nie musi obawiać się o los eBay (trzyma 8 proc. akcji portalu), bo firma wciąż ma solidne fundamenty finansowe. Choć w ubiegłym roku fiskalnym zysk netto był aż o 600 mln dol. mniejszy niż przed dwoma laty, to i tak wyniósł tłuste 1,8 mld dol. Czy jednak eBay byłby w stanie przetrwać starcie z Facebookiem (prognoza na ten rok to sporo ponad 2 mld dol. zysku) i jego 600 mln użytkowników, gdyby firma Marka Zuckerberga chciała zająć się internetowymi aukcjami? Wielką nerwowość rynku, na którym nieobliczalny Zuckerberg poczyna sobie coraz śmielej, wkraczając na tereny należące do największych rywali, świetnie obrazuje postawa Google’a (8,5 mld dol. zysku w ubiegłym roku). Firma z Mountain View wyjątkowo bacznie przygląda się poczynaniom Facebooka, zwłaszcza po tym, jak Zuckerbrg ogłosił, że uruchomi własną pocztę mailową, stanowiącą konkurencję dla Gmaila.
– W takiej sytuacji trzeba działać, dopóki ma się pieniądze. Taką właśnie filozofią kierują się ludzie, dla których domem jest Dolina Krzemowa. Dziś mają miliony w akcjach swoich firm, ale te papiery już jutro mogą być niewiele warte – mówi „DGP” Laura McKinsey z University of San Francisco.
Magazyn „Forbes”, który co roku publikuje zestawienie najbogatszych ludzi świata, szacuje majątek Skolla na 3,2 mld dol. Gros tych pieniędzy, jak co roku, trafi na cele charytatywne. – W tym, co robi, nie jest wyjątkiem, wyjątkowy jest rodzaj jego działalności – dodaje McKinsey.
W czerwcu 2004 roku Skoll wydał 100 mln dol. na założenie firmy Participant Media, która zajęła się produkcją filmów kinowych i telewizyjnych (po raz pierwszy, bez większego powodzenia próbował rozkręcić filmowy start-up na początku XXI wieku). Na swoim koncie ma już m.in. kilka społecznie zaangażowanych kasowych niewypałów, budzącą kontrowersje „Niewygodną prawdę” o globalnym ociepleniu (Oscar w 2006), „Good Night, Good Luck” z George’em Clooneyem (sześć nominacji) opowiadającą o sprzeciwie wobec działań komisji do spraw działań antyamerykańskich, która w latach 50. rozpętała antykomunistyczną nagonkę w Stanach Zjednoczonych, czy „Zatokę delfinów” (Oscar w tym roku dla najlepszego dokumentu).
Gandhi mówi po arabsku
Skoll zasponsorował także Project Gandhi. Epopeja nakręcona przez Richarda Attenborough – opowiadająca o narodzinach niepodległych Indii, które Mahatma Gandhi wyrwał w pokojowy sposób spod władzy Wielkiej Brytanii – dzięki jego pieniądzom została przetłumaczona na arabski. – W ten sposób chciałem przyczynić się do zawarcia pokoju na Bliskim Wschodzie – tłumaczył. Choć film był pokazywany na terenie Autonomii Palestyńskiej (także m.in. w Pakistanie), spotkał się z dość chłodnym przyjęciem. – Nie wszystko zawsze kończy się sukcesem – podsumował akcję. Mimo tej porażki „Businees Week” obwołał Skolla najbardziej innowacyjnym filantropem. Teraz ma szansę ugruntować ten wizerunek, bo na ten rok Participant Media przygotowuje kilka premier.
Przekonanie o reformującej sile sztuki 46-letni Skoll ma w genach. Urodził się bowiem we francuskojęzycznym Montrealu, kulturalnej stolicy Kanady. I choć później jego rodzina przeniosła się do Toronto, a on sam wyjechał do USA i zajął internetowym biznesem, nie zrezygnował z marzeń o byciu twórcą. W młodości chciał nawet zostać pisarzem, ale szybko zorientował się, że ta profesja niekoniecznie przynosi profity. – A ja zamierzałem po prostu dostatnio żyć – opowiada.
Dlatego na początek jako pierwszy w rodzinie poszedł na studia i ukończył elektrotechnikę na uniwersytecie w Toronto (na czesne zarabiał, pracując na stacji benzynowej), by kilka miesięcy po uzyskaniu tytułu magistra uruchomić dwie firmy: konsultingową Skoll Engineering oraz Micros on the Move Ltd., wynajmującą komputery. Zwłaszcza ta ostatnia mogła być strzałem w dziesiątkę: był rok 1987 i komputery osobiste były takie jedynie z nazwy. Kosztowały dużo i opłacało się je wypożyczać. Nie zrobił jednak na tym kokosów. – Nie miałem pojęcia, jak prowadzić biznes. Nie posiadałem odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia – mówi. Dlatego w 1993 roku wyjechał do Kalifornii, wstąpił na Uniwersytet Stanforda i skończył zarządzanie.
Pobyt w USA całkowicie odmienił jego życie. Po pierwsze rozpoczął pracę w firmie medialnej Knight-Ridder, w której zajmował się projektami internetowymi. W niej zdobył doświadczenie związane z nowymi technologiami. Po drugie, w 1996 r. spotkał Pierre’a Omidyara, który uruchomił właśnie internetowy portal aukcyjny AuctionWeb i nie wiedział, jak uczynić z niego firmę przynoszącą zyski. Został bowiem przedsiębiorcą z przypadku – do stworzenia biznesu namawiała go dziewczyna, która uwielbiała wymieniać się ciuchami i chciała mieć miejsce, w którym mogłaby to robić z ludźmi z całych Stanów. Po dwóch latach suszenia głowy Omidyar nie wytrzymał, w dwa dni napisał kod programu i we wrześniu 1995 roku uruchomił AuctionWeb, który później przepoczwarzył się w eBay. Poszukiwał jednak menedżera do prowadzenia firmy, bo jego samego to wyzwanie przerastało.
Przede wszystkim edukacja
Postawił na Skolla. – Gdy pierwszy raz opowiedziałem mu o sklepie, odpowiedział mi, że to wyjątkowo idiotyczny pomysł – wspomina Omidyar. Skoll dał się w końcu przekonać, rzucił pracę w Knight-Ridder i stał się pierwszym etatowym pracownikiem eBay. Został od razu prezesem firmy i napisał dla niej biznesplan. Sukces przerósł ich wszelkie oczekiwania: co miesiąc przybywało dziesiątki tysięcy nowych użytkowników serwisu, błyskawicznie rosły obroty oraz zyski. – Obawialiśmy się, że ówcześni giganci rynku skopiują nasze pomysły i tym samym nas dobiją, bo nie mieliśmy pieniędzy, by z nimi rywalizować – opowiada Skoll.
Tak się nie stało i eBay wyrósł na jedną z najpotężniejszych firm internetowych. Skoll z sukcesem wprowadził ją jeszcze na giełdę, a potem odszedł z powodu kłopotów zdrowotnych. Wciąż należy do niego 8 proc. akcji eBay, co daje mu porządne zabezpieczenie finansowe.
Choć nie jest już aktywny w biznesie, na coraz większą skalę działa prospołecznie. Oprócz Participant Media, której powodzi się coraz lepiej, dzięki czemu stać ją na promowanie niezależnych twórców i zaangażowanych produkcji, założył także Skoll Foundation. Na jej uruchomienie przekazał w 1999 roku akcje eBay warte, bagatela, miliard dolarów. Teraz co roku przekazuje organizacji ok. 80 mln dol.
Głównym celem fundacji jest „rozwój społecznej przedsiębiorczości”. Co kryje się za tymi słowami? Organizacja szkoleń i warsztatów na całym świecie, ostatnio bardzo często w Chinach, mających pobudzić w ludziach poczucie obowiązku i pracy dla dobra ludzkości, by wspólnie rozwiązywać najważniejsze problemy. Brzmi wyjątkowo górnolotnie, ale chodzi przede wszystkim o polepszenie stanu edukacji w najbiedniejszych rejonach świata (wspomaga m.in. Afghanistan Institute of Learning) czy walkę z głodem i ubóstwem. Dodatkowo Skoll Foundation funduje corocznie pięciu osobom z biedniejszym krajów roczne studia MBA na amerykańskich uniwersytetach. Opłaca przy tym nie tylko koszty nauki, ale również podróży i utrzymania w Stanach Zjednoczonych.
– Filantropia polega na zaszczepianiu światu pozytywnych przemian poprzez poświęcanie własnego czasu i zasobów na cele, w które się samemu wierzy. Ja poświęcam się sprawom potrafiącym przynieść ogromne ilości zmiany przy relatywnie niewielkim nakładzie. Innymi słowy, gdy efekty znacząco przewyższają sumę wydanych pieniędzy oraz zainwestowanego czasu – mówi. Takim celem jest dla niego reforma systemu edukacji. Przekazał kilka milionów dolarów kanadyjskiej alma mater na utworzenie wydziału zarządzania i inżynierii, by młodzi ludzie mogli zdobyć wiedzę umożliwiającą zdobycie pracy w coraz bardziej zinformatyzowanym świecie. Participant Media wyprodukowało ostatnio zdobywający nagrody dokument „Waiting for Superman”, opowiadający o coraz gorszym systemie publicznej wyższej edukacji w USA. Jednak naprawa tego stanu rzeczy może wymagać od Jeffreya Skolla ogromnych środków. – Ale korzyści płynące ze zmian będą niewyobrażalne – przekonuje.