Nie mamy żadnej wiedzy o tym, jak wygląda metodologia zbierania informacji. Sama policja i służby - bez sądów i prokuratur - zapytane rzez nas o to samo, przyznają się łącznie do złożenia ponad 1,9 mln zapytań w 2011 roku i 2,13 mln w 2012 roku – wyjaśnia Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon.

Reklama

Dane retencyjne - dotyczące połączeń telefonicznych, SMS, mail, połączeń z internetem - a konkretnie nadużywanie przez służby i wymiar sprawiedliwości prawa wglądu w nie, wywołują ogromne kontrowersje już od kilku lat. Choć liczba przestępstw prawie się nie zmienia, to liczba wniosków o nasze bilingi z roku na rok rosła. W 2011 roku sama tylko policja występowała o billingi Polaków 2 mln razy, czyli o 700 tys. więcej niż rok wcześniej.

Nowe statystyki w tym kontekście wypadają więc na pierwszy rzut oka dosyć optymistyczne. Ponad trzy czwarte wniosków trafiło tylko do pięciu największych operatorów, a najczęściej sięgano do informacji zgromadzonych stosunkowo niedawno - z kilku ostatnich miesięcy. Ale operatorzy odmówili służbom tylko w 44 tys. przypadków.

Według UKE faktyczna liczba tych zapytań może być tak naprawdę jeszcze niższa, bo niektóre z nich dublowały się, były kierowane do kilku operatorów. Urzędnicy nie wiedzieli w jakiej firmie jest zarejestrowany numer telefonu. Być może rzeczywiście tak jest, ale wciąż nie doczekaliśmy się jednego, jasnego sposobu zliczania tych statystyk, więc nie wiemy czy naprawdę zainteresowanie naszymi danymi spadło. Przecież zupełnie inaczej raportują te dane służby – mówi Szymielewicz.

Najpoważniejszym problemem nie jest jednak statystyka, ale to, że prace nad zreformowaniem przepisów dotyczących korzystania przez służby z naszych danych stoją w miejscu. Formalnie rząd rozpoczął je dwa lata tamu, ale efektów wciąż nie widać – podkreśla szefowa Fundacji Panoptykon.