Do tej pory Mi Bandy kojarzyły się ze stosunkowo tanią, praktyczną opaską monitorującą nasze zdrowie. Jedyne szaleństwo na jakie można było sobie pozwolić, to… zmiana paska z tradycyjnego czarnego na kolorowy. Sporą rewolucją był Mi Band 6 w wersji NFC, który dał użytkownikom w Polsce możliwość płatności zbliżeniowych. Lista współpracujących z Xiaomi banków i instytucji finansowych wciąż rośnie, a kilka dni temu zadebiutował Mi Band 7 NFC. Tymczasem w Chinach pokazana została kolejna – ósma już odsłona opaski. I przynosi ona spore zmiany w wyglądzie.
Xiaomi po raz pierwszy zastosowało w niej specjalne zaczepy. To oznacza, że nie będzie ona już wciskana w pasek. A firma chce zmienić jej postrzeganie z taniego urządzenia o zacięciu sportowym na elegancki gadżet. W tym celu producent przedstawił cały szereg specjalnych bransolet. W materiałach promocyjnych sugeruje nawet, że panie mogą ją nosić na szyi jako elegancki wisiorek.
Od strony technicznej mamy 1,62-calowy ekran AMOLED z zagęszczeniem pikseli na poziomie 326 ppi i odświeżaniem 60 Hz. Z opaski będzie można korzystać (według producenta) do 16 dni na jednym ładowaniu. Jeśli będziemy używać Always On Display, czas skróci się do około 6 dni.
Opaska monitoruje puls, natlenienie krwi, sen, stres czy cykl miesiączkowy. Do dyspozycji mamy 150 trybów sportowych, urządzenie jest też wodoodporne na poziomie 5 ATM (czyli na zanurzenia do głębokości 50 metrów). Użytkownicy dostaną nawet możliwość zagrania na niej w proste gry (sudoku).
Cena w przeliczeniu z juanów wynosi około 180 złotych. Ale oczywiście w Europie trzeba będzie zapłacić dużo więcej. Mi Band 7 NFC kosztuje 299 zł. Nie wiadomo również kiedy Xiaomi wprowadzi opaskę do Europy, zazwyczaj jest to kilka miesięcy po chińskiej premierze i tak pewnie będzie i w tym przypadku.