Polscy internauci czekali na Netflixa, czyli serwis udostępniający za abonamentową opłatą dostęp do legalnych filmów i seriali, jak na mannę z nieba. Wreszcie, w ramach globalnej ekspansji, serwis udostępnił treści polskim klientom. Czy warto skorzystać z tej usługi?
Jednym z powodów, dla których warto założyć tam konto jest to, że nawet najdroższy abonament (czyli 12 euro) jest na poziomie najtańszego pakietu kablówki, w którym nie mamy przecież dostępu do kanałów filmowych. Nie płacimy też, jak w przypadku innych serwisów za wypożyczenie pojedynczego filmu na kilkanaście godzin - dopóki płacimy abonament, możemy korzystać z całej bazy. Kolejnym argumentem przemawiającym za Netflixem jest jakość przesyłanego sygnału i dźwięku - w wersji najdroższej, możemy oglądać filmy w 4K - choć wtedy wymagane jest szybkie łącze internetowe.
Nie wszystko jednak jest tak różowe, jak chcieliby widzieć fanatycy tego serwisu. Ma on bowiem poważne wady, które mogą odstraszyć widzów. Po pierwsze nie ma polskiej wersji zarówno menu, jak i filmów - nie ma wyboru napisów, brakuje lektora czy, szczególnie przypadku kreskówek, dubbingu. Okazuje się też, że nawet angielskie napisy nie są dostępne dla wszystkich filmów - czasami są dostępne tylko niemieckie. Po drugie cen nie dostosowano do warunków polskich (tak, jak choćby zrobiło to Spotify). Dla Europy ustalono jeden cennik - najtańszy pakiet kosztuje 8 euro, najdroższy 12, a w najniższym pakiecie nie ma nawet filmów w jakości FullHD.
Trzecią i, moim zdaniem, najpoważniejszą wadą Netflixa jest baza filmów. Owszem, jest więcej treści, niż w polskich serwisach, jednak w porównaniu do ilości filmów i seriali, do których ma dostęp amerykański użytkownik, jesteśmy w dużo gorszej sytuacji. Problem polega bowiem na tym, że usługa, ze względu na umowy licencyjne podpisane z operatorami cyfrowymi w całej Europie, nie może udostępnić swego pełnego archiwum.
Oznacza to, że nie mamy dostępu do kinowych nowości, czy wszystkich sezonów seriali. Przykład? Brakuje choćby sztandarowego "House of Cards", nie ma też mowy o "Iron Man 3" czy "Avengers 2". W przypadku choćby "Sleepy Hollow" mamy dostępny tylko pierwszy sezon, podczas gdy w telewizji możemy obejrzeć już trzeci. Nie ma też niestety klasyki filmowej - brakuje filmów z Johnem Waynem, Gregory Peckiem czy Humphreyem Bogartem.Jeśli zaś interesuje nas kino europejskie, czy produkcje azjatyckie, to poza kilkoma filmami kung-fu, nie mamy czego w Netflixie oglądać.
Niedogodnością jest też to, że nie możemy sprawdzić oferty serwisu bez założenia na nim konta. Co prawda pierwszy miesiąc jest darmowy, ale by zarejestrować się, trzeba podać numer swojej karty kredytowej.
Czy więc warto skorzystać z Netflixa? Wszystko zależy od tego, czego szukamy. Jeśli zależy nam na nowościach z Hollywood, filmach niszowych czy najnowszych serialach albo klasyce filmowej, to będziemy mieć problem - w serwisie nie znajdziemy interesujących pozycji. Jeśli jednak chcemy nadrobić zaległości kinowo-telewizyjne, to ten serwis sprawdzi się idealnie. Oczywiście, o ile mówimy po angielsku.