Już teraz Polska ma jeden z najwolniej działających transferów LTE. Za dwa lata popyt na dostęp do szerokiego Internetu mobilnego będzie średnio o 22 proc. przekraczał możliwości operatorów komórkowych. W dużych miastach - o 63 proc. Dlatego resort cyfryzacji szykuje zmiany w przepisach, które m.in. poluzują normy związane z limitami pól elektromagnetycznych emitowanych przez wieże telekomunikacyjne. Pojawiają się jednak obawy o to, czy takie rozwiązania będą bezpieczne dla społeczeństwa.
- Jeśli nic nie zrobimy, za kilka lat czeka nas syndrom permanentnej nocy sylwestrowej. Czyli pojawią się problemy z wykonywaniem zwykłych połączeń, nie wspominając o niezakłóconym surfowaniu po sieci - przekonuje nas jeden z urzędników Ministerstwa Cyfryzacji (MC). Resort, w ramach budowy sieci 5G w Polsce, zamierza więc przygotować przepisy, które mają zlikwidować główne bariery rozwoju tej technologii przesyłu danych. - Jedną z przeszkód są limity dotyczące PEM-ów [pól elektromagnetycznych - red.] i na pewno w przepisach ustawy trzeba będzie to uregulować. Trzeba zacząć dyskusję i określić warunki, by nowe regulacje były bezpieczne zarówno dla operatorów, jak i społeczeństwa - zapowiada Marek Zagórski, szef resortu cyfryzacji. Jak dodaje, jednym z elementów propozycji będzie budowa systemu, który pozwoli na bardziej precyzyjne monitorowanie promieniowania elektromagnetycznego oraz projektowanie sieci tak, by inwestycje realizowane przez operatorów były lepiej kontrolowane.
Zmiany mają wejść w życie w przeciągu kilku lat. - Jesteśmy zobowiązani decyzjami Komisji Europejskiej, by w 2025 roku 5G funkcjonowało w większych miastach i na głównych szlakach komunikacyjnych. Do tego czasu musimy też przygotować legislację. Mamy ambicję, by w trakcie trwających konsultacji przygotować odpowiedni projekt zmian w ustawach, by trafił on do szerszych konsultacji na jesieni. Temu towarzyszyć będą też dyskusje dotyczące wpływu PEM na ludzi - deklaruje Marek Zagórski.
Dziś w ministerstwie specjaliści z Boston Consulting Group (BCG) przedstawili główne wnioski z raportu „Wpływ limitów gęstości mocy na łączność bezprzewodową. Czy Polsce grożą opóźnienia w rozwoju 5G?”.
Część z nich dotyczy tzw. gęstości mocy. Co to jest? Na wstępie należy stwierdzić, że pole elektromagnetyczne (PEM) wytwarzane jest prze każdy obiekt przewodzący elektryczność, a więc nawet każde gniazdko w ścianie. Natężenie PEM mierzone jest w woltach na metr, a jego gęstość ujmowana jest w watach na metr kwadratowy. Oba parametry - natężenie PEM oraz gęstość mocy - służą do opisania pola elektromagnetycznego. Zasada jest taka, że im dalej od anteny (lub innego źródła pola), tym niższe natężenie pola elektromagnetycznego i gęstość mocy.
W raporcie stwierdza się, że obowiązujące w Polsce limity dotyczące wspomnianej gęstości mocy są nawet 100-krotnie bardziej restrykcyjne niż w innych krajach UE. Co więcej, polskie limity zostały ustanowione w 1984 roku, w oparciu o standardy obowiązujące w tamtym czasie w Związku Radzieckim. - Żaden z największych europejskich krajów, jak Niemcy, Wielka Brytania czy Francja, nie nakłada na swój sektor mobilnego Internetu tak surowych ograniczeń - stwierdzają specjaliści z BCG.
- Już w 2020 roku przerost popytu na dostęp do szerokiego Internetu mobilnego będzie o 22 proc. przekraczał możliwości operatorów - przestrzega Mirek Godlewski z BCG. To jednak tylko średnia wartość. Bo możliwości istniejącej infrastruktury przekroczone będą w obszarach gęsto zaludnionych aż o 63 proc. Dalej będzie jeszcze gorzej. W 2025 r. wskaźnik tego niezaspokojonego popytu na transmisję danych wyniesie już średnio 41 proc., a w 2030 r. - aż 56 proc. "Polsce grozi to, że pozostanie bez faktycznej sieci 5G, w przeciwieństwie do większości krajów UE. Tym samym Polska może stracić prymat w wyścigu o 5G i Przemyśle 4.0" - diagnozują autorzy raportu.
Już teraz słabo wypadamy na tle innych państw pod kątem prędkości Internetu LTE. W grupie 29 przebadanych krajów europejskich Polska zajmuje trzecie miejsce od końca. Minimalnie gorzej jest tylko w Niemczech i Portugalii (w tych wszystkich trzech krajach prędkość nie przekracza 20 Mbps). Liderem zestawienia są Norwegia i Węgry, gdzie użytkownicy mobilnego Internetu surfują z prędkością przekraczającą 40 Mbps.
W całej dyskusji o liberalizacji przepisów najwięcej pytań budzi to, czy liberalizacja norm dotyczących pól elektromagnetycznych (a więc i możliwości budowania kolejnych anten i wież telekomunikacyjnych) nie zagrozi zdrowiu mieszkańców.
Na początku 2016 roku informowaliśmy na łamach "DGP" o radnych Krakowa protestujących przeciwko przyspieszeniu inwestycji w infrastrukturę dla telekomów przed Światowymi Dniami Młodzieży, które odbyły się w lipcu tamtego roku. "W Polsce odnotowuje się coraz większe poczucie dyskomfortu mieszkańców, zwłaszcza miast, powodowanego przez ekspozycję na sztuczne pola elektromagnetyczne wysokich częstotliwości, generowane przez anteny stacji bazowych, terminale mobilne, systemy Wi-Fi etc." - tak w swojej rezolucji pisali radni Krakowa.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że zmiany planowane przez resort cyfryzacji, mocno wychodzą naprzeciw oczekiwaniom operatorów komórkowych. A stąd tylko krok od zarzutów o lobbing wielkich graczy rynkowych. Sprawę z tego zdaje sobie minister Marek Zagórski. - Musimy prowadzić dyskusję dotyczącą pewnych rozwiązań legislacyjnych. Ważne, by ta dyskusja poparta była rzetelnymi i konkretnymi danymi. Jednym z elementów, z którymi musimy się zmierzyć, są obawy społeczeństwa w związku z natężeniem i rozmieszczeniem instalacji do przesyłu danych. Chodzi nie tylko o aspekt estetyczny wież telekomunikacyjnych. Dużo większe obawy dotyczą promieniowania elektromagnetycznego. Z jednej strony mamy najbardziej restrykcyjne normy w tym zakresie, z drugiej - duże oczekiwania obywateli w tym zakresie - mówi minister.
W 2017 roku Instytut Łączności przeprowadził na zlecenie Ministerstwa Cyfryzacji badania poziomu natężenia PEM w otoczeniu stacji bazowych telefonii komórkowych. Badania przeprowadzono w 64 lokalizacjach na terenie całego kraju, obejmujących przede wszystkim miasta wojewódzkie. Badanie wykazało, że poziomy pól elektromagnetycznych, pochodzących ze stacji bazowych telefonii komórkowych, mieszczą się poniżej restrykcyjnych, krajowych norm.