Rozmawiamy za pośrednictwem komputera. Tak naprawdę spotykamy się czy nie?

To trochę atrapa bezpośredniej relacji – możemy ze sobą rozmawiać, wymieniać myśli i nawet częściowo się obserwować – ale nie uważam, by było to coś mniej ważnego, choć nie jest oczywiście tym samym. To jest podstawowy błąd, który popełniamy jako dorośli: traktujemy przestrzeń cyfrową jako coś osobnego od reszty naszego życia.

Reklama
A jak powinniśmy?

Jak jego integralną część. W przestrzeni internetu nie mamy przecież innych emocji, nie stajemy się innymi, oddzielnymi osobami. Pewnie trudno nam to zrozumieć, bo jesteśmy cyfrowymi imigrantami, czyli ludźmi, którzy pamiętają rzeczywistość niezanurzoną w technologiach, ale dla naszych dzieci to już naturalne przedłużenie ich świata.

Jakie znaczenie ma sposób, w jaki myślimy o tej przestrzeni?

Nazywając przestrzeń cyfrową „światem wirtualnym”, dajemy przyzwolenie na to, by zachowywać się tam inaczej, by na więcej sobie pozwalać, by nie obowiązywało w nim powszechne prawo, np. Konwencja o prawach dziecka. Bo to przecież tylko coś „wirtualnego”, czyli mniej prawdziwego, przeciwieństwo do realnego. Popełniliśmy błąd, stawiając w centrum rozwój technologii, a nie człowieka, i nasze dzieci teraz za to płacą.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>