Samsung w II kw. wykazał 41,7 mld dol. przychodów przy 4,9 mld dol. zysku operacyjnego. Wynik dobry, ale słabszy niż ubiegłoroczny. To piąty kwartał z rzędu ze spadkiem zysków. Przychód Microsoftu za ten okres wyniósł 22,2 mld dol., strata netto 3,2 mld dol., co jest efektem głównie odpisu części wartości przejętej Nokii. Przychód HTC wyniósł 1,1 mld dol. przy stracie netto 266,6 mln dol. Sony poprawił kondycję finansową, ale jest daleki od dawnej świetności - przychód wyniósł 15,5 mld dol., zysk operacyjny - 780 mln dol.
Jedynym dużym producentem, który nie ma problemów, jest Apple, odcinający kupony od sukcesu iPhone’a 6. Co się dzieje z resztą uznanych firm? Każda z nich ma swoje problemy wynikające ze specyfiki działalności czy niekorzystnych kursów walutowych, zmniejszających zyski z eksportu. Jest jednak jeden wspólny mianownik - Chińczycy, którzy na fali wzrostu podbierają im udziały rynkowe. Nic dziwnego, bo są wyraźnie tańsi niż zachodnia konkurencja. Mogą mieć przed sobą złote lata rozwoju. Ich obecną kondycję można porównać do sytuacji firm japońskich po II wojnie światowej. Japonia była wówczas fabryką wykorzystującą jedynie myśl technologiczną wytworzoną w innych krajach. Następnie zdominowała światowe rynki własnymi produktami - przypomina Marcin Madera z DM TMS Brokers.
Lenovo jest największym producentem komputerów na świecie, a pozycję tę zbudował na amerykańskiej marce kupionej za chińskie pieniądze. W segmencie smartfonów liderem jeszcze nie jest, ale nie ukrywa, że ma takie ambicje. Pomóc ma w tym Motorola, którą kupił od Google’a za 3 mld dol. Roczne przychody chińskiego producenta wzrosły rok do roku o 20 proc. Z kolei Huawei jest pierwszą w historii chińską marką, która weszła na listę Interbrand stu największych marek świata. Na razie Chińczycy zajęli 94. pozycję, ale zdążyli już wyprzedzić w rankingu Nokię. Sprzedaż urządzeń w pierwszym półroczu przełożyła się na 28,3 mld dol. przychodu, czyli 30 proc. więcej niż rok wcześniej.
Reklama
Do tego należy dodać młode chińskie start-upy, które sprzedają urządzenia wydajnościowo zbliżone lub nawet lepsze w porównaniu do starych, uznanych marek. By daleko nie szukać, weźmy OnePlus czy Xiaomi. Ten ostatni łączy w sobie to, co najlepsze w telefonach od Apple’a i Samsunga, a jego prezes Lei Jun dorobił się już przezwiska chińskiego Steve’a Jobsa. Xiaomi sprzedaje smartfony prawie wyłącznie przez internet, z niebanalnym wynikiem 61 mln urządzeń w zeszłym roku. Na rodzimym rynku strącił już Samsunga z fotela lidera sprzedaży. W kwietniu dołożył rekord Guinnessa, w ciągu doby sprzedając 2,11 mln smartfonów, co przełożyło się na 355 mln dol. przychodu. Skąd ta popularność? Cena. Telefon klasy Samsunga S6 można mieć za równowartość 1300 zł, czyli połowę ceny.
Przy czym w przypadku firm takich jak Xiaomi czy OnePlus te wzrosty są niepewne. Mają bowiem tendencję do kopiowania istniejących rozwiązań i naruszania patentów. Obaj producenci chcieli wejść na rynek indyjski, jednak dostali sądowe zakazy sprzedaży. A rynek chiński, choć ogromny, w końcu się nasyci. Kluczem do sukcesu w przypadku chińskich spółek pozostaje wysoki poziom inwestycji utrzymywany od dłuższego czasu - uważa Marcin Madera. Innym punktem odniesienia może być także agresywna kampania marketingowa oraz chęć zaistnienia na nowych rynkach poprzez uczestnictwo w budowie najnowocześniejszych technologii - dodaje.
W Turcji Huawei razem z miejscowym Turkcellem będzie rozwijał sieć 5G. Wie, że Europejczycy kochają piłkę nożną i sponsoruje kluby AC Milan i Borussia Dortmund. Pełno go też w reklamach telewizyjnych, także w Polsce. Huawei ma dobre relacje z telekomami, a nie jest łatwo je zbudować. Potrzeba na to czasu - opowiada Witold Tomaszewski, redaktor naczelny branżowego serwisu Telepolis.pl. A to oznacza pozyskanie ważnego kanału sprzedaży. Tylko w Polsce ok. 70 proc. sprzedanych telefonów pochodzi od operatorów. Lenovo nie żyje z telekomami aż tak dobrze jak konkurent, jednak jako największy producent komputerów ma dobre kontakty z detalistami.
Tajemnica sukcesu chińskich firm polega przede wszystkim na tym, że sprzedają dobrej jakości sprzęt za rozsądną cenę - nie ma wątpliwości Witold Tomaszewski. Chociaż wszystko zależy od specyfiki danego rynku. Bo na przykład Polska jest krajem, gdzie marki takie jak Sony czy Nokia mają nienaturalny udział rynkowy w porównaniu do globalnych trendów. My lubimy marki, które już znamy. W Hiszpanii z kolei Huawei jest w czołówce sprzedawców.

Jak mówi Tomaszewski, jeszcze ładnych parę lat zajmie chińskim firmom zerwanie u nas z wizerunkiem tanich i tandetnych produktów, tak jak wcześniej zrobili Japończycy i Koreańczycy. Ale są na dobrej drodze

"ETAP TANDETY W ZASADZIE JUŻ SIĘ SKOŃCZYŁ"

Radosław Pyffel prezes Centrum Studiów Polska–Azja
Wciąż pokutuje opinia, że chińskie towary to tandeta, i jeszcze przez jakiś czas to się nie zmieni. To efekt niewiedzy, bo etap tandety w zasadzie już się skończył. Chiny powtarzają drogę, którą obrały kiedyś Japonia, Korea Płd., Tajwan. Dziś nikt nie nazwie ich produktów chłamem. Po trzech dekadach bycia fabryką świata i opierania gospodarki na eksporcie i niskich płacach kraj musi się zmierzyć z tym samym wyzwaniem co Polska – pułapką średniego dochodu.
Taki był zresztą cel, by po 30 latach stać się krajem średnio zamożnym. Teraz Państwo Środka realizuje nowy etap rozwoju: innowacyjna gospodarka produkująca jakościowe towary, niezajmująca się już najtańszą produkcją. Chiny są zresztą na to za drogie – płace we wschodnich prowincjach są już porównywalne z tymi ze wschodniej Polski lub wyższe od nich. ChRL inwestuje w rozwój nauki i technologii więcej niż UE. Czy to się uda? Za wcześnie na oceny, choć są pierwsze symptomy, że ta wizja ma szansę się ziścić.