Szczerze powiedziawszy sam się dziwię, gdy czytam to, co napisałem. Po przeanalizowaniu wszystkich „plusów dodatnich” i „plusów ujemnych” nie chce mi jednak wyjść inaczej. A jest to o tyle zaskakujące, że ze smartfonami HTC nigdy nie było mi po drodze. Większość urządzeń tej firmy nie nadążała za reklamowymi hasłami, w dodatku była kosmicznie droga. Weźmy np. ubiegłorocznego flagowca czyli HTC 10. Miał robić najlepsze zdjęcia na świecie, ale ich po prostu nie robił, pozostając w tyle za Samsungami czy LG. Tymczasem U11... być może firma postanowiła się asekurować, bo marketing tego modelu zamiast na multimediach oparła na interaktywnych ramkach i ich ściskaniu. A szkoda, bo gdyby wzorem Maxa Kolonki powiedziała jak jest – że żadnym telefonem nie nakręci się wideo tak dobrej jakości i nie zrobi tak dobrych zdjęć – to miałaby rację. U11 robi równie dobre zdjęcia co Samsung Galaxy S8 czy 8 Plus, a do tego kręci lepsze wideo. I tak, oczywiście można go sobie ścisnąć, tyle że ja większego sensu w tym nie widzę, co jednak w niczym mi nie przeszkadza.
Bezpośrednim konkurentem w walce o tytuł najlepszego flagowca będą dla HTC U11 samsungi S8 i 8 Plus. LG G6 odpada w przedbiegach, bo choć bezramkowa konstrukcja i proporcje ekranu 2:1 są nowoczesne i mogą się podobać, to zastosowane podzespoły lokują go raczej w zeszłorocznej stawce. Huawei P10 Plus to porządna maszyna, której niewiele można zarzucić, ale brakuje jej „tego czegoś”, co sprawia, że chcemy wziąć telefon do ręki. HTC U11 to ma, a gdy poczujemy go w dłoni, to rozstawać się z nim będziemy raczej niechętnie.
Wszystko przez jego budowę i wygląd. Nie ma tu rewolucji na miarę samsungów, proporcje telefonu i wyświetlacza są klasyczne (16:9), ale tył U11 robi niesamowite wrażenie. Na zdjęciach nie wygląda to tak dobrze jak w rzeczywistości. Plecki zbudowane są ze szkła odbijającego światło pod różnymi kątami, co daje bardzo ciekawe i ładne efekty (w moim egzemplarzu w niebieskiej wersji kolorystycznej). Dzięki temu telefon przyciąga spojrzenia (oraz oczywiście odciski palców, ale te, w przeciwieństwie do Samsunga Galaxy S8 Plus, bardzo łatwo można zetrzeć) i trudno przejść koło niego obojętnie.
Mimo że HTC zdecydowało się na użycie szkła a nie metalu, telefon zaskakująco dobrze i pewnie leży w dłoni (to zasługa zaoblonych boków) i absolutnie nie mamy wrażenia, że tylko czyha na moment naszej nieuwagi i zaraz się nam wyślizgnie, czy też sam zjedzie z nierównej powierzchni. Nieco gorzej jest z przodu urządzenia, bo choć ekran jest rewelacyjnej jakości (5,5 cala, Super LCD, QHD, 534 ppi, przykryty szkłem ochronnym Gorilla Glass 5 generacji), to prochu HTC tu nie wymyśliło. Pod ekranem znajdziemy niewielkich rozmiarów, szybki czytnik linii papilarnych, który jest także klawiszem „Home” oraz może służyć do blokowania wybranych aplikacji. Po bokach zaś dwa podświetlane klawisze funkcyjne. Na górze natomiast obok obiektywu aparatu jest dioda powiadomień.
W sumie jednak telefon jest bardzo ładny, doskonale wykonany i może stanąć do boju z Galaxy S8 z otwartą przyłbicą. Bo co prawda trzeba przyznać, że Samsung jest designerskim majstersztykiem, ale moim zdaniem HTC góruje nad nim wygodą użytkowania. Bezramkowego, zakrzywionego po bokach ekranu Galaxy S8 używa się po prostu mniej wygodnie (np. pisanie SMS-ów), telefon trzyma się w ręku mniej pewnie (oglądanie wideo), a korzystanie z czytnika linii papilarnych jest sporą ekwilibrystyką.
Rozprawmy się teraz szybko z tak reklamowanym ściskaniem boków telefonu, by przejść do rzeczy o wiele ciekawszych i ważniejszych. Za sprawą ustawień „edge Sense” możemy najpierw dostosować siłę ściśnięcia, by potem przypisać do niego odpowiednią czynność (mamy dwa rodzaje ściśnięcia – krótkie i długie). Możemy na przykład – uruchomić wybraną aplikację, wykonać zrzut ekranu, włączyć i wyłączyć latarkę, uruchomić aparat czy włączyć albo wyłączyć hotspot Wi-Fi. Ja użyłem tego kilka razy (latarka) i jak powiedziałby Forest Gump: "To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat".
Więcej za to można, a nawet trzeba powiedzieć o działaniu HTC U11. Za sprawą najnowszego Snapdragona 835 i 4 GB RAM oraz układu graficznego Adreno 540 jest ono na najwyższym poziomie (do tego 64 GB pamięci wbudowanej do rozszerzenia kartą pamięci). 169963 tys. pkt. w AnTuTu Benchmark mówi samo za siebie. Wszystko dzieje się natychmiast i na nic nie musimy czekać choćby ułamka sekundy. Samsung Galaxy S8 Plus w moich rękach działał równie szybko, a pytanie, który jest lepszy, jest trudne. Oba są doskonałe, a jeśli już musielibyśmy wybierać, to najlepiej zdecydować, którą nakładkę na Androida wolimy. Czy prostą HTC Sense, czy też bardziej rozbudowaną Samsung Experience (bo tak teraz nazywa się odchudzony TouchWiz). Za Samsungiem ciągnie się łatka telefonu, który po pewnym czasie zwalnia (ja miałem go zbyt krótko, by stwierdzić, czy tak jest w rzeczywistości), natomiast dwa tygodnie, przez które używałem S8 Plus i U11, oceniłbym na remis.
W HTC standardowo możemy zmieniać motywy, instalować je ze specjalnego sklepu czy też zastosować wybrane przez nas czcionki czy ikony. Na szczęście możemy też tego nie robić i korzystać ze spokojem z tego, co na start przygotował dla nas producent. Tradycyjnie już niestety nie znajdziemy ani autorskiej aplikacji do odtwarzania muzyki, ani galerii zdjęć. Musimy korzystać z tych przygotowanych przez Google'a, a zwłaszcza Muzyka Play do najlepszych nie należy – co jakiś czas potrafi się zaciąć czy zawiesić. Nie jest to jednak wina telefonu, a po zainstalowaniu jakiejś porządnej aplikacji ze sklepu Play, U11 gra jak złoto. Zwłaszcza gdy użyjemy do tego słuchawek przygotowanych przez HTC. Po pierwsze, choć dokanałowe, to są one zaskakująco wygodne. Po drugie – telefon najpierw skanuje nasze uszy i dostosowuje do nich jakość dźwięku, co może i jest dziwne, ale przynosi efekty. Telefon gra po prostu rewelacyjnie i z tego powodu można mu wybaczyć, że wykastrowano go z wejścia mini jack. Słuchawki podłączamy do portu USB 3.0, a jeśli chcemy korzystać ze swoich ulubionych, musimy posiłkować się przejściówką, którą na szczęście HTC dorzuca do zestawu. Jeśli zaś komuś przyjdzie do głowy posłuchać muzyki przez głośniki zewnętrzne, to też da radę. HTC BoomSound spisuje się świetnie, i to mimo tego, że telefon jest wodoodporny i spełnia normę IP 67, więc głośniki muszą mieć specjalną, bardziej szczelną konstrukcję. Dźwięk, podobnie jak we flagowych telefonach Huaweia, wydobywa się z dolnej krawędzi oraz głośniczka do rozmów umieszczonego nad ekranem. Daje to namiastkę stereo i do słuchania na tarasie przy wakacyjnej partii kart sprawdzi się jak najbardziej.
A jeżeli myślicie, że muzyka to najlepsze co w U11 może nas spotkać, mam dla was niespodziankę. Najlepsze są zdjęcia i wideo. W końcu flagowe samsungi mają godnego konkurenta. W niektórych aspektach górą będą Koreańczycy (np. możliwość wyboru nagrania Full HD w 30 albo 60 klatkach na sekundę, w HTC mamy tylko 30 klatek), w niektórych, i to o kilka długości, lepsi będą Tajwańczycy. Mam tu na myśli rejestrowanie dźwięku podczas kręcenia wideo. U11 robi to w systemie 3D, czyli za pomocą czterech mikrofonów rozmieszczonych w różnych miejscach telefonu, redukując przy okazji szumy. W połączeniu z doskonałą jakością obrazu daje to rewelacyjne efekty.
Przykład można posłuchać i zobaczyć tu:
Główna kamera ma 12 mpx sensor z ultrapixelami i przesłonę 1.7. Nie ma też już laserowego ostrzenia, zastąpiła je technologia Dual Pixel. Tłumacząc ten technologiczno-marketingowy bełkocik na ludzki język, nie pozostaje mi napisać nic innego niż – jest świetnie. Jak bardzo? Przez dwa tygodnie napstrykałem około 140 zdjęć i nakręciłem kilkanaście filmów. Zazwyczaj nie wychodzę poza 30-40 fotografii. To mówi wszystko o aparacie w HTC U11. W dobrych warunkach zrobić ładne zdjęcie to nie sztuka, ale telefon sprawdza się przede wszystkim tam, gdzie innych szkoda wyjmować z kieszeni – w słabych warunkach oświetleniowych, czyli po zmroku albo w pomieszczeniach. Wielkie pixele doskonale łapią światło i zdjęcia są jasne, ostre i szczegółowe.
Minusy? Jak najbardziej – pierwszy to kamerka do selfie – nią zrobiłem ledwie kilka fotek i to nie tylko dlatego, że coraz trudniej jest mi znieść efekty starzenia, ale przede wszystkim dlatego, że choć ma aż 16 mpx, to nie ma stabilizacji obrazu ani tych wszystkich „ultradualpixeli” i zdjęcia nią wychodzą średnie. Drugi – przy rozproszonym świetle kilka razy główny aparat miał problemy z ustawieniem kontrastu, a zdjęcia wyglądały na lekko zamglone.
Sama aplikacja do robienia zdjęć jest bardzo prosta, ale ma wszystko to co potrzeba, z rozbudowanym trybem profesjonalnym i możliwością zapisywania plików nie tylko w JPG ale także w formacie RAW.
Na koniec bateria. Czy ktoś sobie wyobraża, że wielka reprezentacyjna limuzyna będzie paliła tyle co samochód z napędem hybrydowym? Właśnie. Ekran QHD i potężny procesor potrzebują energii, a bateria o pojemności 3000 mAh ma jej na mniej więcej dzień używania (3,4 godziny pracy na włączonym ekranie, w zależności od tego co robimy). Nic ponad to. Chyba, że powłączamy wszystkie energooszczędne tryby i zamienimy flagowego smartfona w Nokię 3310. Wtedy telefon pochodzi dłużej. Tylko jaki ma to sens? Na szczęście jest tryb szybkiego ładowania i możemy przywrócić naszą U11 do życia w mniej niż godzinę.
Na jakiego flagowca postawić więc w tym roku?
Przede wszystkim cena HTC U11 jest dla mnie sporym zaskoczeniem, bo... nie jest z kosmosu. A do tego przyzwyczaili mnie Tajwańczycy, oferując zazwyczaj mniej niż konkurencja za większe pieniądze. Tu jest odwrotnie, czyli tak jak powinno być. 3249 zł, jakie musimy wydać na to cacko, to dużo, ale i tak o ponad 200 złotych mniej niż cena Samsunga Galaxy S8.
Jeśli więc ktoś, tak jak ja, stawia praktyczność nad urodę, powinien zdecydować się na HTC U11. Dla mnie to najlepszy flagowiec tego roku. Jeśli jednak ktoś preferuje design – niech kupuje Samsunga Galaxy S8. I jedni, i drudzy będą zadowoleni.