Późnym popołudniem polskiego czasu strona zamarła. Pierwsi zareagowali użytkownicy digga i innych "polecaczy". Problem zdawał się być globalny, nikt nie był pewien, o co chodzi. Strona youtube.com nie działała około dwóch godzin. Nieco później, już po tym, gdy ruszyła, w oficjalny komunikacie wskazano winnego: Pakistan.

"Przez około dwie godziny ruch do strony YouTube był kierowany według błędnych protokołów" - stwierdził prezes firmy, Ricardo Reyes. Nie wdawał się w szczegóły, zapowiedział tylko dogłębne zbadanie sprawy. Bardziej dokładne informacje podał serwis BBC.

Poszło o blokadę informacji, podobną ideowo do chińskiej, jaką wobec własnych obywateli zastosowały władze Pakistanu. Konkretnie, do konsekwencji błędu pakistańskich programistów. Dostęp do strony postanowiono odciąć, bo w portalu pojawiły się kreskówki z Mahometem. Po nich w kraju zawrzało.

Pakistański operator telefoniczny przekierował zapewne cały ruch z wewnętrz idący na serwery YT w USA, na inną lub nieistniejącą domenę, skutecznie ją blokując. Problem pojawił się, gdy informacja o tym wyciekła poza Pakistański internet i została - niejako z automatu - przejęta przez krajowych dostawców internetu w innych państwach.

BBC sugeruje pomyłkę lub niechlujstwo jakiegoś informatyka w Pakistan Telecom. Jako że w kolejnych państwach nikt nie zastanawiał się nad tym, co ją blokuje, strona przestała być dostępna na całym świecie. Tyle domniemania brytyjskich dziennikarzy.









Reklama