Prace nad regulacją wspierającą branżę półprzewodników w Unii Europejskiej weszły na kolejny etap. Jak informuje Reuters, przedstawiciele wszystkich 27 państw Wspólnoty zaakceptowali już propozycję Komisji Europejskiej w tej sprawie. Stawką są 43 mld euro na ożywienie branży czipów, które mają pomóc zwiększyć udział UE w globalnym rynku z poniżej 10 proc. obecnie do 20 proc. w 2030 r.
Bruksela zajęła się czipami, bo wchodzą one w skład wszystkich urządzeń elektronicznych. „Europa musi wzmocnić swoje zdolności w zakresie półprzewodników, aby zapewnić przyszłą konkurencyjność oraz utrzymać wiodącą pozycję technologiczną i bezpieczeństwo dostaw” – uzasadnia Komisja. KE zawarła plan i zasady wsparcia sektora półprzewodników w dokumencie nazwanym Chips Act. – Opiera się on na trzech filarach: wsparciu finansowym badań i rozwoju, finansowaniu zdolności produkcyjnych, czyli fabryk, oraz monitorowaniu rynku i identyfikowaniu nadchodzących niedoborów, zanim takie wystąpią – wyjaśnia Dawid Krzysiak, partner z warszawskiego biura amerykańskiej firmy konsultingowej Kearney. Braki czipów – nie tylko na naszym kontynencie – były szczególnie dotkliwe po wybuchu pandemii COVID-19. Ucierpiała na tym np. branża motoryzacyjna. – W krótkim i średnim okresie efekty przyniesie filar drugi, czyli gotówka wspierająca inwestycje w moce produkcyjne już istniejących przedsiębiorstw – wskazuje Krzysiak.
Jego zdaniem nie pozwoli to jednak na zniwelowanie technologicznej przepaści między producentami europejskimi a wiodącymi w dziedzinie zaawansowanych półprzewodników producentami azjatyckimi. Podobnie sądzi Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Posmak unijnego programu wspierania branży półprzewodników jest słodko-gorzki, bo pociąg z czipami już Europie odjechał. Odjechał zresztą także Chinom. Największym producentem na świecie jest Tajwan – dowodzi. Według Stowarzyszenia Przemysłu Półprzewodnikowego Tajwan odpowiada za 22 proc. globalnej podaży czipów. W Chinach powstaje 15 proc. światowej produkcji, a w USA – 12 proc. Arak nie widzi szans na rozwinięcie na Starym Kontynencie liczącej się na świecie produkcji układów scalonych do smartfonów i innych przenośnych urządzeń elektronicznych. – Nie mamy w Europie dużego producenta smartfonów, któremu moglibyśmy te układy dostarczać – uzasadnia.
Reklama
Nie ma go też Tajwan, tylko że to on jest liderem, a my biegniemy na końcu stawki. Dawid Krzysiak zaznacza, że europejski przemysł, także samochodowy, bazuje na mniej zaawansowanych układach scalonych niż te w smartfonach. – Produkcję czipów starszej generacji będziemy w stanie szybko zwiększyć dzięki zachętom dla już istniejących graczy – stwierdza. I dodaje, że w obecnym kształcie unijny akt o czipach kładzie nacisk na zwiększenie atrakcyjności produkcji w już istniejących technologiach. – Inwestujemy w partnerstwo z dużymi producentami, takimi jak Intel, którzy pozostają w tyle, jeżeli chodzi o produkcję najmniejszych półprzewodników potrzebnych do elektroniki czy rozwiązań internetu rzeczy – zauważa Krzysiak. Aby pójść do przodu, musimy więc wspierać ekosystemy mniejszych firm i ośrodków badawczych. – To one mogą sprawić, że następne skoki technologiczne w produkcji półprzewodników zaistnieją również w Europie. To ambicje możliwe do zrealizowania nie w 5 lat, ale w 15–20 lat. W tej perspektywie akt pozostawia trochę do życzenia – komentuje ekspert z firmy Kearney.
Reklama
Zdolności UE w zakresie półprzewodnikowych innowacji wzmocni inicjatywa „Czipy dla Europy”, będąca częścią omawianego planu. Obejmuje ona dwa programy z łącznym budżetem 11 mld euro (w ramach puli 43 mld euro). Program „Cyfrowa Europa” ma wspierać budowanie zdolności cyfrowych w kluczowych dziedzinach (jak sztuczna inteligencja czy big data), a program „Horyzont Europa” dotyczy m.in. badań naukowych. Mniejsze kraje UE mogą się obawiać, że w wyścigu o czipowe dotacje wyprzedzą je takie państwa, jak: Francja, Niemcy albo Holandia, ojczyzna firmy ASML z globalnej czipowej czołówki. Czy Polska ma szansę skorzystać na unijnym wsparciu dla czipów? Dawid Krzysiak podkreśla, że z punktu widzenia producentów lokalizacje fabryk muszą spełniać kilka wymogów. – Najważniejsze są dostępność specjalistów oraz tania i czysta energia – stwierdza. – Dlatego widzimy, że rozważane lokalizacje tzw. kuźni czipów znajdują się w krajach, w których ekosystemy dostawców i producentów już istnieją. Dla porównania we Francji emisja dwutlenku węgla na 1 kWh energii wynosi ok. 60 g, w Niemczech – 400 g, a w Polsce – niemal 800 g – przytacza.
Walka o przyciągnięcie wielkich fabryk będzie więc dla nas trudna. – Ale jest o co grać, bo te zakłady utworzą setki tysięcy miejsc pracy dla dostawców, kooperantów oraz w badaniach i rozwoju. Stanie się częścią takiego ekosystemu jest dla nas szansą. Musi jednak iść za tym przemyślane wsparcie regulacyjne i finansowanie – podkreśla ekspert. – To, co w ramach planowanych przez KE subsydiów będziemy w stanie zrobić w Unii, to zwiększenie naszych możliwości produkcji półprzewodników na potrzeby motoryzacji i branży RTV – podsumowuje Piotr Arak. – Światowej czołówki nie dogonimy, ale przynajmniej zdołamy w ten sposób zabezpieczyć przynajmniej niektóre sektory przed skutkami przerwania łańcucha dostaw czipów – uważa. – Trzeba też pamiętać, że mechanizmy protekcjonistyczne w końcu obracają się przeciwko rynkowi, który je wprowadził, bo protekcjonista sam może paść ofiarą takich praktyk – dodaje dyrektor PIE. Parlament Europejski zajmie się sprawą czipów w przyszłym roku.