SIN to organizacja, która działa na rzecz zmiany prawa narkotykowego w Polsce i prowadzi działania edukacyjne na temat substancji psychoaktywnych. Stowarzyszenie deklaruje, iż stoi na stanowisku, że najlepiej jest nie zażywać narkotyków, ale jeśli ktoś się na to zdecydował, to należy pomóc mu robić to jak najbezpieczniej – redukować potencjalne szkody. Na Facebooku i Instagramie organizacja umieszczała treści edukacyjne, za pomocą platform kontaktowała się też z wolontariuszami i osobami szukającymi pomocy oraz zdobywała środki na działalność. W 2018 r. administratorzy serwisów usunęli profil stowarzyszenia, prowadzone przez nie grupy oraz jedną ze stron na Instagramie. Wkrótce aktywiści założyli nową stronę na Facebooku, ale wraz z usunięciem poprzedniej stracili 16 tys. obserwujących. Tej liczby do dziś nie udało się odbudować. Próby odwołania się i poznania konkretnych przyczyn decyzji skończyły się niepowodzeniem – podkreśla stowarzyszenie.
SIN wniósł więc do sądu pozew przeciwko właścicielowi obydwu platform, żądając przywrócenia usuniętych grup i kont. Stowarzyszenie jest wspierane w procesie przez Fundację Panoptykon.
– Uważamy, że ta sprawa to ilustracja szerszego problemu. Zależało nam na tym, żeby dzięki niej dołożyć cegiełkę na rzecz wypracowania standardów sprawiedliwej procedury w zakresie podejmowania decyzji moderacyjnych przez największe platformy internetowe, które w dużej mierze kontrolują dziś obieg informacji w sieci. Chodzi o to, żeby te decyzje nie zapadały w sposób kompletnie niejasny dla użytkownika i żeby miał on możliwość skutecznego kwestionowania takich decyzji – mówi Dorota Głowacka, prawniczka Panoptykonu.
W pozwie stowarzyszenie SIN powołało się na przepisy kodeksu cywilnego o ochronie dóbr osobistych, twierdząc, że Meta naruszyła przysługującą organizacji swobodę wypowiedzi, jej reputację i rozpoznawalność oraz poczucie bezpieczeństwa i pewności.
Podczas wczorajszej rozprawy prezeska SIN Małgorzata Małyszko podkreślała, że utrata profilów wpłynęła na zmniejszenie skali działalności stowarzyszenia, bo ograniczyła grono odbiorców jego działań. Powoływała się też na zalecenie krajowych i międzynarodowych organizacji oraz doświadczenia innych krajów świadczące o skuteczności polityki „redukcji szkód”.
Pełnomocniczki Mety przywoływały z kolei posty SIN, które ich zdaniem mogły stanowić nielegalną promocję narkotyków. Zwracały uwagę na to, że np. informacje o bezpiecznych dawkach poszczególnych substancji mogły dotrzeć nawet do trzynastolatków, bo taki wiek wystarcza do założenia konta na Facebooku.
Zdaniem Doroty Głowackiej kluczowe w procesie jest jednak co innego – brak przejrzystości i dowolność w procesie decyzyjnym Mety oraz brak skutecznej ścieżki odwoławczej.
– W tym postępowaniu nie chodzi o to, by wykazać, że takie czy inne treści powinny być dopuszczalne, ale by zwrócić uwagę, że decyzje platformy, które w praktyce mają wpływ na to, jak realnie korzystamy dziś z wolności słowa, były poddane pewnej kontroli, a osoby, które czują się niesprawiedliwie zablokowane, miały możliwość skutecznie to kwestionować. To może spotkać każdego z nas. Czasem to wynik np. błędnej interpretacji przez człowieka lub algorytm tego, co opublikowaliśmy – dziś jednak bardzo trudno taką pomyłkę odkręcić – mówi prawniczka.
– Podobne sprawy miały miejsce np. w Niemczech i tamtejszy odpowiednik naszego SN stoi na stanowisku, że decyzje moderacyjne tak dużych platform jak Facebook, ze względu na ich społeczną rolę, nie mogą zapadać w sposób nieprzejrzysty i arbitralny, a także że muszą być spełnione obowiązki proceduralne: poinformowanie użytkownika o przyczynach blokady, wysłuchanie go i umożliwienie złożenia odwołania – dodaje Dorota Głowacka.
Na kolejnej rozprawie sąd planuje przesłuchać świadków – działaczy SIN.