Jeszcze kilka lat temu karty pamięci przegrywały z płytami z dwóch powodów – były stosunkowo drogie i mieściły bardzo mało danych. Dzisiaj jednak za kilkanaście złotych bez problemu kupimy kartę o pojemności 1 GB (a więc o 300 MB większą niż standardowa płyta CD). A przecież na sklepowych półkach znajdziemy karty o pojemności 16, a nawet 32 gigabajtów! Oznacza to, że na małym kawałku tworzywa można zmieścić piosenki z niemal 50 albumów. Oczywiście, za taki komfort trzeba dzisiaj jeszcze słono płacić. Jest jednak pewne, że te kwoty będą się szybko zmniejszać.
Modę na karty pamięci (zwłaszcza karty o formacie microSD) lansują przede wszystkim producenci komórek. Muzyczne modele telefonów są często oferowane z pojemnymi, mieszczącymi 1 lub 2 GB danych (a więc do 1000 piosenek) kartami pamięci. Czasem producent umieszcza na nich od razu promocyjne albumy muzyczne, a nawet filmy (robiła tak np. Nokia promująca model N95).
Niewątpliwie ich karierze (choć dopiero raczkującej) pomaga moda na kupowanie i ściąganie muzyki z sieci. Często pobrane na dysk komputera pliki lądują właśnie w telefonach, a dokładnie – włożonych w nie kartach. Modę na karty jako nośniki muzyki promują także ich producenci. W USA firma Sandisk prowadzi kampanię pt. „Show me your slot” (w wolnym tłumaczeniu: „Pokaż swój port kart pamięci”). Ma ona na celu uświadomienie użytkownikom elektronicznych gadżetów możliwości kart – że można je traktować jak kiedyś kasety, a obecnie płyty, kopiować i wymieniać się nimi z przyjaciółmi.
Dowodem na to, że tego rodzaju nośnik (nie tylko muzyki, ale także zdjęć i filmów) czeka raczej optymistyczna przyszłość, jest trend panujący wśród producentów sprzętu RTV. W nowych modelach telewizorów, wież hi-fi i systemów kina domowego zamieszcza się wejścia na karty pamięci. Dzięki temu piosenki, które mamy ukryte w telefonie, można odtworzyć podczas imprezy na sprzęcie znajomych. Zupełnie jak ze staroświeckiej kasety czy szpuli magnetofonowej.