Fabuła Bitwy o Azeroth zaczyna się tuż po ostatniej bitwie Legionu. Pokonany Sargeras zostawia swój miecz wbity w planetę. Z niego zaś można wydobywać niezwykle cenny surowiec – azeryt – który służy do produkcji nowej broni. Jako, że złoża znajdują się pod kontrolą Hordy, nie trzeba długo czekać, by armie Sylvanas ruszyły do boju. Jako pierwszy ginie dom Nocnych Elfów – Horda podpala Drzewo Życia, giną dziesiątki elfów a sam Malfurion zostaje ciężko ranny.
Rozwścieczony młody król Anduin Wrynn nakazuje atak na ruiny Lordaeronu. Armie Sojuszu wpadają w pułapkę i tylko interwencja Jainy PRoudmoore ratuje sytuację. Sylvanas przegrywa bitwę, jednak jej plaga sprawia, że odbite ruiny nie nadają się do zamieszkania. Obie strony zaczynają więc poszukiwać nowych sojuszników – Horda zwraca się ku wyspom Zandalari, z kolei przymierze wysyła Jainę Proudmoore i Genna Greymane’a do Kul Tiras, by uzyskać wsparcie tamtejszej admiralicji i potężnej floty tego archipelagu.
Po kilku latach od mojego ostatniego logowania widać, że pod względem panelu zarządzania postacią, interfejsu i grafiki niewiele się zmieniło. Wszystko wygląda tak samo kreskówkowo, jak kiedyś. Jednocześnie jednak brak zmian sprawia, że człowiek od razu orientuje się, gdzie co jest i co ma robić. Gdy tylko dostaniemy się do Stormwind uruchamia się zadanie, które poprowadzi nas przez Kul Tiras do starcia z Hordą. Przy okazji dowiadujemy się też, że dusza planety Azeroth, która jest kobietą, przekazuje nam niezwykły medalion, potrafiący pochłaniać azeryt i zwiększać w ten sposób swoje statystyki.
Jednocześnie dostajemy też części ekwipunku, których zdolności zmieniają się, w zależności od naszego poziomu azerytowego. To sprawia, że możemy eksperymentować z dodatkowymi funkcjami.
Samo Kul Tiras wygląda fantastycznie, od mrocznych lasów, pełnych wiedźm i ludzi, którzy chcą każdego podejrzanego o bycie wiedźmą spalić na stosie, po przemysłowe okręgi rodem z twórczości Dickensa, gdzie każdy inspektor prawa pracy dostałby zawału. Jeśli zaś chodzi o lochy, to – jak zwykle – każdy region Kul Tiras ma swój własny. Siedziba piratów, świątynia Nag czy – moja ulubiona – nawiedzona posiadłość z demoniczną muzyką. Przeciwnicy są interesujący, walki ciekawe i sam nie mogę się doczekać, kiedy poziom ekwipunku pozwoli mi na zabawę w heroicznej wersji lochów.
W zadaniach dodatkowych to Blizzard nie powstrzymał się od "jajek wielkanocnych" - od zadań w których jako papuga bombardujemy piratów odchodami, aż po żarty z popularnych seriali czy gier (choćby śnieżny stwór o nazwie przypominający wampę, który wygląda jak bestia z Imperium Kontratakuje).
Blizzard dalej wykorzystuje swój pomysł z zarządzaniem garnizonem, jednak nie jest on tak zły i zajmujący tak wiele czasu, jak rozwiązanie z Draaenoru. Dostajemy też pod swoją komendę największych bohaterów Przymierza.
Niektórzy zadowoleni ze zmian klas postacinie będą - szaman oparty na magii żywiołów jest najsłabszą obecnie klasą i taka postać może zapomnieć o udziale w raidach. Równie źle potraktowany został Death Knight oparty na mrozie oraz ognisty mag. Oby następne patche poprawiły sytuację i sprawiły, że każda klasa postaci znajdzie swoje miejsce w raidzie czy lochach poomu mitycznego.
Świetna jest scena muzyczna gry - zarówno w lochach jak i na otwartym terenie, idealnie pasuje do rozgrywki. A szalone, organowe rytmy słyszalne w posiadłości Waycrest są - jak dla mnie - najlepszą ścieżką dźwiękową w grze. Grafika? Mimo „cukierkowatości”, gra jest wymagająca. Przy wieloosobowych bitwach (jak walka o Lordaeron) nawet moja 1080 Ti nie wystarczyła, by pociągnąć grę na ultra w rozdzielczości 1440p i osiągnąć płynną liczbę klatek. Gdy jednak wróciłem do swobodnego zwiedzania świata, bez problemu udało mi się na tej karcie i procesorze Ryzen 1700 utrzymać ponad 100 FPS.
Podsumowując - po kilkunastu dniach grania nie odkryłem jeszcze wszystkiego. Wciąż przede mną są nowe rajdy, czy też zadania dostępne dopiero po zdobyciu odpowiedniego poziomu reputacji. PO tym, co jednak widziałem, Azeroth stał się dla mnie na nowo magicznym miejscem. Blizzard na szczęście skończył z zabawą czasem i alternatywną rzeczywistością, wracając do korzeni, do starcia Hordy z Przymierzem. Szkoda tylko, że przez postępowanie Sylvanas jasnym staje się, kto jest tą dobrą stroną konfliktu. Bitwa o Azeroth - z punktu widzenia gracza, który opuścił kilka ostatnich rozszerzeń - jest najlepszym, co mogło się przydarzyć World of Warcraft. Dla mnie jest prawie tak dobra, jak Wrath of Lich King.