Od razu widać, że Mate 7 aspiruje do ekstraklasy smartfonów - jego design jest bez zarzutu. Ładna aluminiowa obudowa, duży wyświetlacz i cienkie ramki od razu pokazują, ze to nie jest tani, plastikowy smartfon z Dalekiego Wschodu.
Duży ekran o przekątnej 6-cali i rozdzielczości FullHD robi bardzo dobre wrażenie - kolory nie są zbyt przesycone, dobry jest kontrast i nie ma problemów z kątami widzenia. Da się też bez problemów obsługiwać go w jasny, słoneczny dzień. Rozdzielczość FullHD wystarczy dla smartfona, do tego nie ciągnie tak mocno baterii jak 1440p.
Najlepszym elementem telefonu jest jego interfejs - tak dobrze przemyślanej nakładki na Androida nie widziałem dawno. Możemy choćby przyznać poszczególnym aplikacjom osobne prawa dostępu do naszych prywatnych danych, każdemu programowi możemy też przypisać, czy może się łączyć z siecią 3G, czy ma działać tylko na WiFi. Jest też opcja, która pozwala wybrać te programy, które mą wysyłać powiadomienia push.
W dbaniu o nasze dane pomaga też czytnik odcisków palca. Możemy zabezpieczyć nim nie tylko odblokowanie ekranu głównego, ale także poszczególne aplikacje czy albumy ze zdjęciami. Nikt niepowołany ich więc bez naszej zgody nie obejrzy.
Inną ciekawą opcją są alerty o programach działających w tle, przy zablokowanym smartfonie. Dzięki temu wiemy, które programy działają, kiedy nie powinny i możemy dzięki temu wyłączyć te, które niepotrzebnie zjadają baterię.
Nie ma niestety urządzeń bez wad. Mate 7, mimo świetnego interfejsu i pięknego ekranu, ma swoją listę problemów. Otwiera ją słaby procesor graficzny. Niestety autorski układ Huawei nie radzi sobie dobrze z grami i wymagającymi aplikacjami. W benchmarkach opierających się na GPU, Mate 7 wypada gorzej nie tylko od konkurencji z 2014, ale nawet przegrywa dość mocno ze starszymi modelami.
Testowany sprzęt osiągnął w Basemark x1.1 6500 punktów, podczas gdy LG G2 ma 10 tys punktów, wynik G3 to 12,400 punktów a Note 4 osiągnął 18 tys. Z kolei w GFX Bench w T-Rex HD, Mate 7 wyświetla 15 klatek na sekundę, gdy Note 4 ma 26 klatek a iPhone 6 ma 48 klatek na sekundę. To dużo za mało, jak na flagowy smartfon, którego ekran aż prosi się o uruchamianie najnowszych gier.
Innm poważnym problemem Huawei jest energooszczędność swojego układu. Mimo potężnej baterii - 4900 mAh, telefon da nam tylko godzinę więcej preglądania sieci, niż Note 4 (13 godzin na Huawei - 12 na Samsungu), a przecież bezpośredni konkurent ma ekran o dużo większej rozdzielczości i mniejszą baterię. Jeśli zaś chodzi o robienie zdjęć, to o ile w dzień Mate 7 robi bardzo dobre zdjęcia i kręci rewelacyjne filmy, to przy złym świetle, lub po ciemku, jest trudno zrobić porządną fotografię. Nawet moja stara Lumia 920 robi lepsze zdjęcia po zmroku.
Jeśli zaś chodzi o cenę, to Huawei ustawił ją początkowo na 2200 złotych obecnie w sklepach spadła do 1999. Na portalach aukcyjnych można już za to Mate 7 dostać za około 1650 złotych. Czy urządzenie warte jest swoich pieniędzy? Jeśli ktoś szuka dużego smartfona i nie stać go na Note 4, to Mate 7 może być całkiem rozsądną propozycją. Warto jednak pamiętać, że Note 3, który wypada lepiej w testach GPU i ma podobnej klasy ekran, kosztuje już 1200 PLN, z kolei wybierając ekran o pół cala mniejszy, możemy za około 1300 PLN mieć LG G3.
Podsumowując - Mate 7 ma świetne oprogramowanie i bardzo dobrą jakość obudowy. Niestety, Huawei nie do końca przemyślał jakość podzespołów. Szkoda, że zamiast sprawdzonych rozwiązań Qualcomm, chiński koncern sięgnął po własny układ, który wypada dużo gorzej w testach. Szkoda też, że nie mamy w Polsce wersji z 32GB miejsca na aplikacje, a zaledwie z 16.
Dlatego trzeba się zastanowić, do czego telefonu potrzebujemy - jeśli szukamy urządzenia do wygodne przeglądania sieci, czytaniu książek i komiksów, czy oglądania filmów, to Mate 7 jest dobrym rozwiązaniem, jeśli zaś będziemy na nim głównie grać, to są lepsze propozycje.
ZOBACZ TAKŻE: Producenci smartfonów rezygnują z "patelni">>>