Honor to marka chińskiego Huaweia, który postanowił sprzedawać pod tą nazwą telefony ze średniej półki cenowej w przystępnej cenie. Takie w każdym razie były deklaracje. W korporacyjnym bałaganie coś się jednak musiało komuś pomylić, bo Honor 7 ze średnią półką ma niewiele wspólnego. To zdecydowanie telefon z wyższej półki. Jego cena zaś nie poraża. W sklepach można go kupić za 1699 zł, (ostatnio jedna z sieci oferowała go podczas jednodniowej promocji o 200 zł taniej), pojawił się także u operatorów, można więc liczyć na korzystne cenowo oferty na portalach aukcyjnych i ogłoszeniowych. Oczywiście 1500 czy 1700 zł to i tak spora kwota, spróbujmy więc odpowiedzieć na pytanie - czy telefon wart jest tych pieniędzy?
Zacznijmy od wykonania. Ocenił bym je na jakieś... 2800-3 tys zł. Bo mniej więcej tyle kosztują smartfony tzw. markowych producentów, wykonane ze szkła i aluminium. Choć niektórzy nawet nie mają podobnych telefonów w swojej ofercie (tak LG, o tobie mówię). Honor 7 prezentuje się doskonale, dzięki lekkim zaokrągleniom boków dobrze leży w dłoni, jest solidny, ale nie za ciężki (157 g). Rzeczą, która podobać się nie musi, jest wystające szkiełko aparatu fotograficznego. Tuż pod nim mamy czytnik linii papilarnych. Przyznam się, że do tej pory podchodziłem do tego rodzaju udogodnień dość nieufnie. W smartfonach w nie wyposażonych dla porządku je uruchamiałem, ale szybko rezygnowałem z używania. Denerwowało mnie zazwyczaj to, że skaner nie zawsze prawidłowo odczytywał palec i generalnie więcej z tym było zawracania głowy niż pożytku. Aż do Honora 7. To pierwszy smartfon, w którym uruchomiłem czytnik i korzystałem z niego do samego końca. Odczytywał linie papilarne bezbłędnie, i dlatego ten sposób wybudzania przypadł mi do gustu najbardziej.
Ale żeby nie było tak różowo: były dwie sytuacje, w których okazał się on kłopotliwy. Pierwsza to jazda samochodem. Gdy telefon umieścimy w uchwycie, zapomnijmy o włączeniu go czytnikiem. Ratować się możemy podwójnym stuknięciem w ekran, ale tu i tak trzeba wbić pin. Nie ma lekko. Druga to... dzieci. Oczywiście z jednej strony nikt niepowołany nie będzie grzebał nam w telefonie, ale z drugiej... Ja na przykład, w pewien deszczowy dzień, idąc do sklepu po zakupy, żeby było szybciej i prościej, zostawiłem syna w samochodzie, dając mu komórkę i wyznaczając odpowiedzialne zadanie testowania gier. Gdy wróciłem, przywitało mnie chłodne "Ale sobie potestowałem...". I rzeczywiście, mój błąd. Komórki nie włączyłem, skanerem nie mógł jej uruchomić, pinu nie znał i biedak przesiedział ponad kwadrans bez sensu. Wierzcie mi, nie ma nic gorszego niż wściekły ośmiolatek.
Kolejna rzecz to oprogramowanie. Honor 7 jest wręcz napakowany różnego rodzaju udogodnieniami dla użytkownika. A wiecie co jest w nich najlepsze? To, że można, ale wcale nie trzeba z nich korzystać! Do szału doprowadzają mnie smartfony, które za mnie myślą, każą mi wykonywać różne czynności i przy których czuję się, jakby to one przejmowały nade mną władzę. Tu jest wprost przeciwnie. Wszystko jest pomyślane tak, by użytkownik czuł się panem sytuacji. Jeżeli na przykład obsługa telefonu jedną ręką sprawia nam kłopot, bo jedziemy tramwajem, możemy przesunąć palcem po przyciskach systemowych - zmniejszy się wtedy ekran z aplikacjami (działa zarówno w prawą, jak i lewą stronę). Na lewym boku znajdziemy klawisz funkcyjny, do którego możemy przypisać różne czynności np. jedno kliknięcie - uruchomienie przeglądarki, dwa - otwarcie kontaktów, dłuższe przytrzymanie - galerii foto itp. Telefon informuje nas też dyskretnie o aplikacjach, które działają w tle i niepotrzebnie drenują baterię. Jest też port na podczerwień, Honor 7 doskonale zastąpi nam więc pilot od telewizora czy dekodera (z TV Samsunga i dekoderem Kaon sparował się w bardzo łatwy sposób bez najmniejszego problemu). Takich małych, użytecznych drobiazgów jest mnóstwo i sprawiają one, że telefonu chce się używać. Tak jak w urządzeniach Huaweia, tak i tu znajdziemy nakładkę na Androida EMUI, która jest bardzo podobna do systemu IOS Appla. Dla niektórych to wada. Ja osobiście bardzo ją lubię.
Najlepsza nawet nakładka na świecie nie dała by rady, gdyby napędzał ją słaby procesor. Tu mamy do czynienia z autorskim układem Huaweia, ośmiordzeniowym HiSilicon Kirin 935 (48237 pkt w AnTuTu Benchmark). W połączeniu z 3 GB pamięci RAM zapewnia on bardzo płynne działanie urządzenia - przewijanie pulpitów, wczytywanie stron internetowych - to wszystko stoi na bardzo wysokim poziomie - lagów, zacięć czy zwieszeń systemu nie doświadczyłem. W sieci można znaleźć krytyczne uwagi dotyczące możliwości tego procesora w grach, ale mój ośmiolatek, gdy dał już się udobruchać po przygodzie w samochodzie, po kwadransie katrupienia zombie, grania w piłkę i pożerania plażowiczów rekinem ze znudzoną miną fachowca oddał mi telefon, rzucając tylko: Jest OK. Ja mu wierzę.
Plusem telefonu jest także aparat fotograficzny. Tylny ma 20 Mpx, przedni 8. Godny uwagi jest ten główny. Tradycyjny już fotograficzny żółw, przy dobrych warunkach nie sprawił mu najmniejszych problemów, nawet pod ostre słońce.
Aparat nieźle radzi sobie też w trudniejszych warunkach - przy lekkiej mgle czy rozproszonym świetle.
Nieco gorzej jest w pomieszczeniach, gdzie natychmiast pojawiają się szumy.
Za to ostrość łapie błyskawicznie. Mój jakże uczynny ośmiolatek, chcąc pomóc mi w lepszej ocenie telefonu, zaczął machać mi butelką z wodą tuż przed aparatem, gdy starałem się zrobić zdjęcia krajobrazu. Zacząłem więc naciskać migawkę i, ku mojemu zaskoczeniu, za każdym razem butelka była ostra i nierozmazana.
Kolory są ładne, żywe i nasycone. Ale - w moim odczuciu większą przyjemność i odrobinę lepsze efekty osiągałem, robiąc zdjęcia Huaweiem P8.
Na chwilę trzeba się też zatrzymać przy możliwości obsługi dwóch kart SIM. W obu gniazdach mamy LTE, ale jest jedno, dość irytujące ograniczenie. Jeżeli włożymy dwie karty, nie ma już miejsca, by rozszerzyć pamięć telefonu kartą SD. I jeśli miałbym używać Honora 7 dłuższy czas, to tu widzę jego największy minus. Pamięci wewnętrznej mamy bowiem 16 GB, ale tylko teoretycznie. Praktycznie dostajemy niecałe 10 GB. Trochę muzyki, trochę aplikacji, trochę zdjęć i już mamy problem. Jest wersja z 64 GB pamięci wewnętrznej, niestety nie sprzedawana oficjalnie w Polsce.
Z korzystania z dwóch kart SIM byłem dość zadowolony. Dość, bo kilka razy zdarzyło się, że pierwsze gniazdo gubiło na jakiś czas połączenie z internetem. Mogłem się ratować przełączając transmisję danych na drugie gniazdo, ale jednak takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Za to jakość rozmów telefonicznych z obydwu kart była bardzo dobra. Bardzo dobrze i głośno gra także odtwarzacz muzyki, na wyposażeniu mamy też radio. Świetny jest także ekran Full HD (5,2 cala, 424 ppi) - taka rozdzielczość w zupełności wystarczy, a nie drenuje zbytnio baterii. I na koniec parę słów o niej. 3100 mAh pojemności to niezły wynik. W praktyce przekłada się to na dwa dni średniego użytkowania lub jeden bardzo intensywnego. Nigdy nie było tak, bym poczuł, że telefon zaraz zakończy swój żywot. Zazwyczaj wieczorem miałem ok. 50 proc. baterii. Albo przełączałem go na tryb samolotowy i rano startowałem niemal z takim samym wynikiem, albo jednak podłączałem do ładowarki. Jest po prostu przyzwoicie.
Honor 7 ma więc całe mnóstwo zalet i stosunkowo niewiele wad, a jego używanie dostarczało mi sporo niekłamanej przyjemności. Tak dużo, że w zasadzie mógłbym się do niego przyzwyczaić na dłużej. Dlatego moim zdaniem wart jest swojej ceny.