We Francji Wiko to prawdziwy fenomen. Firma została założona w 2011 r., a już dwa lata później udało jej się sprzedać 1,7 mln smartfonów - co dało jej drugie miejsce na rynku, za koreańskim Samsungiem. Jak to możliwe? Odpowiedzi trzeba szukać... w Chinach. Jeśli ktoś chce szybko zaistnieć na rynku, nie ma wyjścia - tam leżą klucze do sukcesu, czyli fabryki, technologie i patenty. To wszystko znalazło się w Shenzhen, a konkretnie w firmie Tinno Mobile Technology, która ma 95 proc. udziałów w Wiko. Dzięki takiemu rozwiązaniu dział badawczo-rozwojowy, który znajduje się we Francji, może tworzyć swoje niepowtarzalne produkty, a nie doklejać tylko logo do zbudowanych przez innych smartfonów. To z kolei umożliwia firmie wyróżnienie się na rynku - na przykład modelem Fever.
Producent zbudował marketing tego smartfona wokół fosforyzującej obudowy, dzięki czemu telefon można łatwo zlokalizować po zmroku. To prawda. Gdy zamknąłem się w garderobie, jego ramka rzucała delikatną poświatę. Ale ponieważ na co dzień nie spędzam zbyt wiele czasu w egipskich ciemnościach, użyteczność tego "bajeru" w skali od 0 do 10 oceniam na... 0.
Szkoda, że Wiko nie chwali się innymi, o wiele bardziej przydatnymi funkcjami tego modelu. Cóż, nie ma wyjścia, trzeba zrobić to za niego.
Po pierwsze - pamięć. Wiko Fever ma sporo - bo 16 GB pamięci wbudowanej (około 10 dla użytkownika). Ale producent odblokował też możliwość zapisu aplikacji na karcie pamięci! Sprawdziłem, działa. A ponieważ telefon obsługuje karty do 64 GB, to jeżeli ktoś będzie chciał zapchać go milionem gier i mniej lub bardziej potrzebnych programów, nie musi się ograniczać. Do tego mamy imponujące, jak na tę klasę, 3 GB pamięci RAM, co pozwala na płynną pracę i dobrze działający multitasking (możemy przechodzić bez problemu pomiędzy nawet kilkunastoma trzymanymi w pamięci telefonu aplikacjami bez ich powtórnego przeładowywania).
Po drugie - zdjęcia. Żeby nie było niedomówień: to nie jest klasa Samsunga Galaxy S6, S7 czy LG G4 lub V10. Ale producent postarał się wycisnąć z 13 mpx kamery wszystko co najlepsze. Prócz zwykłego automatu mamy więc tryb profesjonalny, w którym możemy ustawić nasycenie, balans bieli, ISO, ostrość czy ekspozycję. Jest też HDR, tryb nocny czy PIP (zdjęcie w zdjęciu), w którym możemy jednocześnie robić fotografie z przedniej (5 mpx z diodą doświetlającą) i tylnej kamery. Taki sam tryb możemy użyć podczas kręcenia filmów. Wszystko to sprawia, że Wiko Fever sprawdza się bardzo dobrze w codziennym użyciu jako aparat fotograficzny, a przy odrobinie wysiłku można nim zrobić naprawdę świetne zdjęcia.
Po trzecie - odtwarzacz muzyczny. To spore zaskoczenie. Dźwięk w słuchawkach jest bardzo dobrej jakości, a wbudowany equalizer pozwala na dostosowanie muzyki do swoich potrzeb i upodobań. Jak na średnią półkę Wiko Fever gra więcej niż dobrze.
Po czwarte - to cały szereg mniejszych udogodnień, które sprawiają, że telefonu używa się bardzo przyjemnie. Możemy go wybudzić dwukrotnym stuknięciem w ekran (czasami trzeba przywalić), a wyłączyć, stukając w przycisk home na ekranie (działa idealnie). Możemy też rysować na wygaszonym ekranie litery przypisane różnym funkcjom - odtwarzaczowi muzyki, aparatowi czy latarce. Możemy zmienić układ klawiszy funkcyjnych wyświetlających się na ekranie tak, by przycisk wstecz był z lewej lub prawej strony. 5,2-calowy ekran IPS Full HD (421 ppi) wykonany w technice 2,5D jest bardzo dobrej jakości i nie sprawia kłopotów nawet w ostrym słońcu, do pracy czujnika automatycznego dostosowania jasności też nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest radio, jest dyktafon, jest menadżer plików, GPS działa bez problemu. Tylna klapka jest wykonana z plastiku imitującego skórę - wygląda nie najgorzej, ale co najważniejsze nie jest śliska, dzięki czemu telefon świetnie trzyma się w dłoni. Fever obsługuje dwie karty SIM (oba gniazda LTE). Bateria ma 2900 mAh i działa przyzwoicie - w normalnym użytkowaniu telefon powinien wytrzymać dwa dni. Oczywiście jeśli będziecie chcieli obciążyć go grami - z którymi nie ma żadnych kłopotów - czas pracy zdecydowanie się skróci. System to Android w wersji 5.1.
Czy więc Wiko Fever nie ma żadnych wad? Malkontenci mogą narzekać, że nie ma na przykład tak popularnego ostatnio czytnika linii papilarnych. To prawda - nie ma, ale jest za to możliwość odblokowywania telefonu głosem. Inni będą kręcić nosem na procesor - że nie Snapdragon a MediaTek MT6753. Ja jednak widzę tylko zalety takiego rozwiązania - telefon przy obciążeniu nadmiernie się nie przegrzewa, w dodatku jest bardzo szybki (36200 pkt. w AnTuTu Benchmark).
Przez dwa tygodnie miałem z nim problem tylko raz, w pierwszym dniu użytkowania, gdy nie chciały otworzyć się dwie aplikacje i ustawienia telefonu - pomógł dopiero restart. Potem Fever działał już bez najmniejszych zastrzeżeń. Dziwnie pracuje też bateria, która bardzo szybko traci procenty tuż po odłączeniu od ładowarki, by potem, przy identycznym obciążeniu, stabilnie utrzymywać energię na takim samym poziomie. Programiści Wiko powinni więc jeszcze popracować nad optymalizacją systemu.
Zastanawiacie się pewnie, ile trzeba wydać na takie cudo? Otóż ceny w sklepach zaczynają się od 800 zł. Moim zdaniem to bardzo dobra oferta, bo choć to smartfon ze średniej półki, to jednak funkcjonalnością nie odstaje od dużo droższych modeli. Trzeba tylko przełamać swoją nieufność do nieznanej marki. Polecam też poeksperymentować na młodzieży - Fever może być świetnym wyborem dla nastolatki, w każdym razie moja córka była nim zauroczona.