Seria Mate Anno Domini 2018 składa się z trzech braci: najbardziej zaawansowanego technologicznie i najdroższego 20 Pro, środkowego 20 oraz najsłabszego i najtańszego 20 Lite. Pierwszy i drugi dzielą ten sam procesor, ale poza tym różni je bardzo dużo. Zaczynając od konstrukcji (Pro ma zakrzywione boki wyświetlacza, zwykła 20-ka proste), poprzez kilka braków w 20-ce (ładowania indukcyjnego, normy IP68, słabszej optyki aparatów, mniejszej baterii), na innym rodzaju ekranu kończąc. W 20-ce to IPS, w Pro Super AMOLED, ale to akurat nie musi być traktowane jako minus, bo w pamięci mamy wpadkę droższego modelu z ekranami wyprodukowanymi przez LG, które zazieleniały się na bokach. Problem został już rozwiązany, wadliwe egzemplarze wymieniono na te z wyświetlaczami chińskiego BOE, ale wśród użytkowników zwykło się już określać Mate 20 jako model „bezpieczniejszy”. Jego ekran jest też największy z całej trójki rodzeństwa – przekątna wynosi aż 6.53 cala. I choć żyjemy w świecie konstrukcji o małych ramkach, to jednak ten smartfon jest po prostu wielki. Ma to oczywiście swoje plusy, bo oglądanie na nim filmów i korzystanie z internetu jest bardzo komfortowe i przyjemne, ale już obsługa jedną ręką jest praktycznie niemożliwa, a i nie do każdej kieszeni telefon się zmieści. Ale – to co dla jednych jest wadą, dla innych może być zaletą, zobaczmy więc dokładnie, co Mate 20 ma nam do zaoferowania.
Budowa, wykonanie
Kwestię wielkiego ekranu i wielkich wymiarów smartfona (158.20 mm wysokości, 77.20 mm szerokości, 8.30 mm grubości) mamy już za sobą, dodajmy tylko, że wyświetlacz IPS ma ostrość FHD+ na poziomie 381 pixeli na cal, dość „ciepłą” charakterystykę, którą można oczywiście zmienić w ustawieniach, czerń nie jest tak głęboka jak w Amoledach a kolory nie są tak żywe, ale i tak w swojej klasie nie ma się czego wstydzić, a korzystanie w pełnym słońcu jest możliwe bez większych problemów. Na dzień dobry mamy założoną na nim folię ochronną, ja ją zdjąłem, gdyż przez nią krawędzie ekranu są ostre i przeszkadza to w stosowaniu gestów, ale wiem, że wiele osób używa różnego rodzaju ochrony ekranów, więc one powinny ją docenić. Na uwagę zasługuje też „notch” typu „łezka”, czyli najmniejsze z możliwych wcięcie w ekranie, w którym umieszczono kamerkę do selfie, odpowiedzialną również za odblokowywanie twarzą.
Tył telefonu jest szklany, z charakterystyczną, karbowaną powłoką, dzięki której Mate 20 nie zbiera odcisków palców tak jak inne szklane telefony (choć oczywiście cudów nie ma i jakieś ślady zostają) i nie jest kosmicznie śliski, co przy dużych wymiarach jest tym bardziej ważne.
Na środku mamy charakterystyczny kwadrat z trzema obiektywami i diodą doświetlającą, a pod nim super szybki czytnik linii papilarnych. Działa rewelacyjnie, ale jest dość płytki i czasem trudno wyczuć go pod palcem, ja miałem z tym kłopot zwłaszcza gdy smartfon nosiłem w silikonowym etui. Jest w nim jedno wycięcie na obiektyw i czytnik, i czasem nie byłem w stanie wyczuć, co jest czym.
Przyciski na prawym boku (regulacji głośności i włączanie) klikają tak jak należy, na górnej krawędzi oko i ucho cieszy wejście mini-jack na słuchawki, na dolnej głośnik i USB-C, a na lewej mamy slot na dwie karty SIM, jedną z nich możemy zastąpić kartą pamięci w formacie Nano Memory. W sumie Mate 20 wykonany jest doskonale, choć na minus trzeba mu zapisać to, że nie spełnia normy IP 67 bądź 68, czyli nie możemy zanurzyć go w wodzie do pół godziny bądź dłużej, jest jedynie odporny na zachlapania.
Specyfikacja, działanie
Kirin 980 to topowa jednostka Huaweia. W moim modelu procesor miał do pomocy 4 GB RAM. Z jednej strony niby trochę mało, zwłaszcza jak na telefon za prawie 3 tys zł, z drugiej to tylko zastrzeżenia papierowe, bo nie mam najmniejszych powodów do narzekań na pracę Mate 20. Jest flagowo i jest też typowo dla tego producenta, którego smartfony dość agresywnie zarządzają energią zamykając po jakimś czasie aplikacje w tle, więc; a) wielozadaniowość nie stoi na najwyższym poziomie; b) różnica między wersją z 4 i 6 GB w praktyce jest żadna. Dla porządku – pamięci wbudowanej mamy aż 128 GB.
Wynik w AnTuTu Benchmark to 278055 pkt. a telefon jest nie tylko szybki w działaniu czy odpalaniu aplikacji, ale też bardzo płynny, co jeszcze jakiś czas temu nie było najmocniejszą stroną urządzeń z procesorami Kirin. Czas jednak postawić znak równości pod tym względem między najwydajniejszymi procesorami amerykańskiego Qualcomma i topowymi Kirinami Huaweia.
Telefon nie zawodzi zresztą w żadnym aspekcie. GPS działa doskonale, jest moduł NFC, więc Mate 20 może się zmienić w kartę płatniczą, jest mini-jack, w związku z czym bez kłopotów i przejściówek wepniemy w niego nasze ulubione słuchawki i będziemy zadowoleni z płynącego z nich dźwięku (choć są oczywiście smartfony grające lepiej). Jest dioda powiadomień (mała, ale widoczna), odblokowywanie twarzą działa rewelacyjnie (telefon sam wybudza się po podniesieniu, możemy ominąć ekran blokady i przeskoczyć do głównego pulpitu), a połączenia głosowe są na doskonałym poziomie tak dla nas, jak i naszych rozmówców. I jest coś, z czego korzystam dość często, czyli port podczerwieni, dzięki któremu zmienimy telefon w pilota do domowych urządzeń.
Oprogramowanie
W Mate 20 znajdziemy Androida 9 i taką samą wersję EMUI czyli nakładki Huaweia. W porównaniu do 8-ki zmieniło się niewiele, nowością jest „Higiena cyfrowa” gdzie są informacje o czasie korzystania ze smartfona, wraz z możliwością narzucenia sobie ograniczeń. Prócz tego mamy znany wszystkim użytkownikom telefonów tej firmy zestaw programów (m.in. Pogoda, Dyktafon, Radio FM, Latarka, Kompas, Inteligentny pilot), aplikację Zdrowie do monitorowania naszego wysiłku, która jest też centrum zarządzania zegarkami czy opaskami Huaweia albo Honora, oraz sklep z motywami. Szkoda, że w ustawieniach nie znajdziemy trybu przyciemniania kolorów interfejsu, który zmienia tło na czarne, mniej męczące dla naszych oczu. Możemy za to zmniejszyć rozdzielczość ekranu, ustawić natężenie i temperaturę jego kolorów, nadawać uprawnienia. Jeśli zaś chcemy przejąć od telefonu zarządzanie naszymi aplikacjami, co czasem się przydaje jeśli mamy kłopoty z otrzymywaniem powiadomień, powinniśmy wejść w Uruchamianie aplikacji (do znalezienia w Baterii), tam odznaczyć automatyczne zarządzanie wszystkimi i ręcznie ustawić sobie te, które mają uruchamiać się automatycznie albo nieprzerwanie działać w tle. Ważną rzeczą są też proste i intuicyjne gesty, którymi możemy nawigować po interfejsie, zamiast posługiwać się wyświetlanymi na ekranie przyciskami. Generalnie system na pierwszy rzut oka wyda się skomplikowany, zwłaszcza miłośnikom czystego Androida, ale po kilku chwilach powinniśmy się w nim odnaleźć, głównie dzięki sensownemu systemowi podpowiedzi.
Zdjęcia, bateria
Mate 20 ma, tak jak jego mocniejszy brat, zestaw trzech kamer sygnowanych marką Leica. Są to jednak inne, nieco słabsze matryce. Główny obiektyw ma 12 mpx i przysłonę 1.8, drugi, szerokokątny 16 mpx i przysłonę 2.2, trzeci to 8 mpx teleobiektyw z dwukrotnym zoomem. Przedni obiektyw ma 24 mpx i przysłonę 2.0. Aparat jest wspomagany sztuczną inteligencją, odpowiadającą za rozpoznawanie scenerii i wybranie najlepszych w danym momencie ustawień. Jeśli komuś praca AI nie odpowiada, może oczywiście wyłączyć ją w ustawieniach. Tyle, że od czasów modelu P20 Pro, w którym AI działała bardzo agresywnie, często sprawiając, że zdjęcia miały mało wspólnego z rzeczywistością (choć wyglądały bardzo efektownie), sporo się zmieniło i teraz AI pracuje dyskretnie i subtelnie, więc ani razu nie miałem chęci zrezygnować z jej pomocy.
Przechodząc zaś do samych fotografii – telefon towarzyszył mi m.in. na zimowych feriach, a ja nie znalazłem osoby, której zdjęcia z Mate 20 nie przypadłyby do gustu. Świetna kolorystyka, doskonała szczegółowość, bardzo ładny tryb portretowy, znakomity, znany z innych urządzeń Huaweia tryb nocny. Robienie zdjęć tym smartfonem to sama przyjemność, bo dodanie do zwykłego aparatu drugiego – z szerokim kątem oraz teleobiektywu sprawia, że praktycznie nie ma sytuacji, w której nie bylibyśmy w stanie wykonać dobrej fotografii.
Kamerka do selfie też spełnia swoje zadanie, choć od czasu do czasu zdarzy jej się źle ustawić ostrość.
Bardzo dobrze jest również przy kręceniu filmów – brak optycznej stabilizacji obrazu skutecznie nadrabia ta elektroniczna, radząca sobie nawet przy nagraniach w 4K (tylko 30 FPS). Huawei zadbał też, by na pokładzie znalazły się tryby znane z mocniejszego modelu Pro, możemy np. nagrać film z efektem bokeh, czyli rozmytym tłem, bądź czarno biały, z jednym, wyróżnionym kolorem.
Z całą więc pewnością Mate 20 jest jednym z najlepszych i najbardziej kompletnych fotograficznych smartfonów.
Powodów do narzekania nie daje także bateria. Ma 4000 mAh, starcza na dzień bardzo intensywnej, bądź dwa do trzech dni lekkiej pracy, w zestawie otrzymujemy super szybką ładowarkę, którą napełnimy ogniwo w około godzinę. Telefon nie wspiera niestety ładowania indukcyjnego.
Czyli…
Za Mate 20 trzeba zapłacić 2699 zł. Ja zaliczam go do stworzonej na swoje potrzeby kategorii „podflagowców”, czyli urządzeń opartych na topowych procesorach, przez co działających na najwyższym poziomie, którym jednak czegoś brakuje. W tym przypadku będzie to brak: wodoszczelności, ładowania indukcyjnego, ekranu AMOLED. Zalet jest dużo więcej, więc jeśli komuś te braki nie przeszkadzają, będzie z Mate 20 zadowolony. Przed zakupem jednak warto wziąć go do ręki i sprawdzić, czy nie będzie dla nas po prostu za duży.